Jedno z moich ulubionych dań. Baza i dodatek jednocześnie. Intensywne, pachnące, świeże i lekkie. Wodzi za nos wspomnienia lata i kolacji zjadanych w ogrodzie. Ach! Do lata mogłabym już biec. Pobiegłabym. I tyle by mnie widzieli.
W tym przepisie kluczowe dla całości są dwie ingrediencje: melasa z granatów i cynamon. Nie pomijajcie ich, a poczujecie jego moc. Słowo harcerki!
Cudnego długiego weekendu, Kochani!
Tabbouleh
Składniki:
125 g ugotowanego bulguru
65 g orzechów włoskich
30 g zielonej pietruszki
10-15 g świeżej mięty
10 g świeżej kolendry
100 g ogórka
ziarna z 1/2 granatu
1 lub 2 łyżki melasy z granatu
1/4 łyżeczki mielonego cynamonu
1/8 łyżeczki zmielonych ziaren kopru włoskiego
1/8 łyżeczki zmielonych ziaren kolendry
duża szczypta sumaku – opcjonalnie, jeśli niedostępny
skórka otarta z 1 cytryny
sól, pieprz i sok z cytryny do smaku
poważny chlust dobrej oliwy z oliwek
Przygotowanie:
- Orzechy prażymy na suchej patelni. Studzimy, siekamy z grubsza.
- Siekamy warzywa, najlepiej każde sobno, tak aby były niejednolitej wielkości.
- Ogorka obieramy, kroimy wzdłuż na ćwiartki. Odkrajamy gniazda nasienne (aby nie rozwodnić naszego tabbouleh). Ścieramy na drobnej tarce. Odciskamy w dłoniach, aby pozbyć się nadmiaru wody.
- Jeśli używamy całych nasion przypraw, możemy je przez zmieleniem / roztarciem w moździerzu uprażyć na suchej patelni.
- W misce łączymy bulgur (dokładnie odcedzony i wystudzony po ugotowaniu), orzechy, zioła, przyprawy, melasę, ogórka i ziarna granatu.
- Doprawiamy – jeśli potrzeba. Polewamy obficie oliwą, mieszamy ostatni raz, podajemy.
Smacznego!
Ależ Ty trafiasz w moje smaki! Ostatnio, moją ulubioną sałatką jest pęczak z mnóstwem podprażonych pestek, liści pietruszki, kopru i mięty oraz dużej ilości świeżego ogórka, do tego tylko sól, grubo zmielony kolorowy pieprz i oliwa. Jestem ciekawa, czy tabbouleh w Twoim wydaniu wyszedłby właśnie z pęczakiem, od którego chyba się uzależniłam. W mojej magicznej szafce, zaopatrzonej obficie (tuż po zakupie pierwszej książki Ottolenghiego) w przyprawy, octy i sosy znajdzie się nawet syrop z granatów 😉 – Jest pyszny! Często zastępuję nim sos balsamiczny. Mam więc kolejny kulinarny plan :)) Uściski! Aga
p.s.
Kupiony gotowy proszek koprowy absolutnie nie dorównuje smakowi ziaren kopru wcześniej uprażonych i roztartych w moździerzu. Bez dwóch zdań.
Aga,
z tymi smakami to się zgadzamy doskonale, bo ja uwielbiam pęczak, którego w moim domu się nie jadło właściwie, a odkryłam go podjadając jeszcze gorący z garnka, kiedy tata gotował go, by karmić nimi ryby, gdy jechał na wędki. Ku mojemu zaskoczeniu, nasz syn drugi podziela tę moją słabość, więc gotuję dla naszej dwójki (cud-mąż to zdecydowanie opcja gryczana). Muszę wypróbować Twojej wersji. A co do tabbouleh, to pewnie bym spróbowałą jęczmiennej drobnej, jakoś tak bardziej mi tu pasuje. Ale zachęcam do sprawdzenia w wersji z bulgurem, do którego wróciłam po dłuższym czasie bardzo mile zaskoczona.
No i oczywiście absolutna zgoda co do kopru!
Moc serdeczności
Ania