Byliśmy kiedyś na kaszubskim weselu. I nie pamiętam, powiem więcej, jestem raczej przekonana, że nie podano wówczas kurczaka po kaszubsku – typowego dania tamtejszych stron, z okazji równie podniosłej. Zresztą – to akurat, ani wtedy ani teraz nie miało znaczenia. To było wesele naszego najbliższego przyjaciela. I to wtedy wówczas, uświadomilismy sobie swoją osobność. Z zaciekawieniem i niepokojem obserwowaliśmy naszego przyjaciela w nowej roli.
Najpierw narzeczonego zmiatającego z podwórka szkło pobite na szczęście przez sąsiadów (jakoś niechętnie dokładaliśmy tego szczęścia przyjacielowi, nawet jeśli tak polterabend nakazywał), wreszcie – przyszłego zięcia, czyjegoś szwagra. To były czasy, kiedy wszyscy wchodziliśmy w nowe role. Czasy, kiedy wódka smakowała zupełnie inaczej niż dziś. Nawet jeśli byli tacy, co nie pili jej wówczas wcale… Czasy, do których dziś wzdychamy z nostalgią, my matki i ojcowie sześciorga dzieci (w tym jednej tylko dziewczyny, łącznie). Z perspektywy, której wówczas nie mogliśmy sobie nawet wyobrazić. Opisywałam Wam kiedyś naszą historię, pamiętacie?
Jak choćby tego, że o kurczaku po kaszubsku dowiem się od mojej koleżanki Ewy, rodowitej Torunianki, stamtąd do Kaszub wprawdzie jeszcze kawałek co i tak nie zmieni faktu, że dla niej to jedno z ulubieńszych dań, które przynosi ze sobą na lunch. W naszej pracowej kuchni zaglądamy sobie do pudełeczek, których tajemnicza zawartość rozpływa się aromatem po korytarzu.
– Co masz dzisiaj? – jeśli ma się szczęście spotkać w kuchni Ewę. Ale zaczepiamy też Włoszki, Hiszpanki, które także przynoszą swój lunch ze sobą. Po zapachu, który dociera do mojego biura mogę rozpoznać, kto akurat podgrzewał swój posiłek. Teraz zdarza mi się uśmiechać do myśli, jak wiele różnych emocji może spotkać się na jednym, choćby najmniejszym talerzu…
Polecam Wam to danie. Ma w sobie coś tak absolutnie swojskiego, zwyczajnego i nadzwyczajnego zarazem, że mnie czasami w tej przedziwnej brukselskiej rzeczywistości, potrafi naprawdę rozczulić, że o tym, jak smakuje, nie wspomnę. Rozumiem Ewę i jej nostalgię. Dzięki Ewcia, za wszystkie nasze kulinarne, i nie tylko, rozmowy…
Kurczak po kaszubsku
garść rodzynek
już wiem, co będę miałam dzisiaj na obiad:)obłędny przepis:) akurat nie miałam pomysłu na kurczaka, którego rozmrażam:D
Ciesze sie, mam nadzieje, ze smakowal 🙂
Serdecznie
Anna
wygląda smacznie:)
Dobrze mieć Takich Ludzi:)
A ten kurczak po kaszubsku przypomina mi rosół moje babci, który był z ryżem i kawałkami kurczaka:), zatem ryż na rosole musi być pyszny:), a ta gałka mnie intryguje….
Buziaki, Słońce – ten tydzień lżejszy zatem napiszę:) !!!!
Kochana Moja,
galka jak galka, nie kazdy lubi – choc w moim przekonaniu w beszalelu to mus. Ja polubilam te cytryne i rodzynki, o ktorych na poczatku zapomnialam napisac…. calosc – pysznosci, moze zwyczajne, ale jednak…
Moc slonecznych pozdrowien i trzymam za slowo…
Anna
Ślinka cieknie ;P
Ja pamiętam jak moja babcia ( z kaszub) do sosu dodawała jeszcze rodzynki. Uwielbiałam to danie
Dziekuje za przypomnienie, juz dopisalam, zupelnie o tym zapomnialam, gapa ze mnie. Masz racje, te rodzynki i cytryna sa niezbedne… Pozdrawiam serdecznie
Anna
Ukochane danie mojej corki:) Mnie babcia nauczyła na koniec do sosu dodać żółtko … Podobno dla koloru… No i czasami dosladzamy…. Jak rodzynki nie dają rady… Bo to slotkawe ma być:(
Nie ta emotka na końcu oczywiście 😉 😀
🙂 Z tym zoltkiem sie wstrzymalam, bo sos w tych proporcjach jest wystarczajaco i gesty i kremowy, ale wiem, ze sie dodaje, szczegolnie ten aspekt wizualny ma tu znaczenie, bo danie samo w sobie moze rzeczywiscie "blado" wypasc, tak na oko, za to te niespodzianki w postaci cytryny i rodzynek rozweselaja calosc 🙂
Serdeczne pozdrowienia takze dla Corki
Anna
Bardzo fajny pomysł na kurczaka z rosołu:) …. ylko ja musiałabym pominąć rodzynki, bo moi chłopcy by sie krzywili:)