Przeczytane ostatnio (maj i czerwiec)

” – To strasznie smutne – powiedział – człowiek jest tak bardzo samotny z wieloma swoimi wspomnieniami. Ze wszystkim, co dla niego tak wiele znaczyło, z detalami, które razem tworzą to, co w życiu wartościowe. Jakiś zapach, atmosfera, szczególny rodzaj światła na niebie. Wszystko, co ulotne, czego nie da się odtworzyć. Literatura zawiera tak wiele wspomnień, szczegółów, które żyją nadal, ponieważ ktoś zechciał je sformułować, spisał je i wplótł w opowieść. Pomyśl, jak wiele wrażeń przekazuje się od jednego człowieka do drugiego.”

Mały stosik, który widzicie na pierwszym zdjęciu to były letury maja, do których w czerwcu dołożyłam jedną tylko książkę, niezwykle zacną i konkretnych rozmiarów – Listowieść. Książkę monumentalną, wybitną – nie boję się używać wielkich słów w tym konkretnie przypadku. Szczegóły poniżej.

James Clear „Atomowe nawyki. Drobne zmiany, niezwykłe efekty” Wydawnictwo Galaktyka 2019

W poprzednim wpisie książkowym wspominałam Wam już o Atomowych nawykach. Wówczas to zaczęłam je czytać, ale nie skończyłam. Lekturowo czerwiec zaczęłam od powrotu do tej pozycji, a okazała się tak wartościowa, że wracam z nią tutaj, polecając jej lekturę z dużym entuzjazmem. James Clear w sposób zrozumiały i klarowny przedstawia naukowe podstawy działania nawyków oraz niezwykle przydatne strategie ich budowania. W książce znajdziecie wiele ciekawych anegdot i opowieści z życia nie tylko samego autora książki, ale choćby Viktora Hugo (technika autozobowiązania) czy (mam nadzieję, że dobrze zapamiętałam) Voltaire’a. Także czyta się dobrze, a przy okazji można uzyskaną wiedzę naprawdę wykorzystać, a już z całą pewnością przemyśleć.

Oto kilka cytatów:

Badacze szacują, że 40-50% codziennych zachowań ma charakter nawykowy. Nawet ten odsetek jest znaczny, ale prawdziwy wpływ przyzwyczajeń jest jeszcze większy, niż sugerujż przytoczone wartości. Nawyki są odruchowymi wyborami wpływającymi na kolejne, świadome decyzje.
Owszem, nawyk to czasami zaledwie kilka chwil, ale może on rzutować na trwajżce wiele minut albo godzin działania, które podejmiesz potem.
Nawyki są jak wjazdy na autostradę. Prowadzą ściśle określoną drogą i zanim się zorientujesz, pędzisz ku następnemu zachowaniu. Łatwiejsze wydaje się, kontynuowanie tego, co już robisz, niż rozpoczęcie czegoś zupełnie innego. Marnujesz dwie godziny na obejrzenie kiepskiego flmu.
Podjadasz, choc już nie jesteś głodny. Sięgasz po telefon „tylko na chwilę”, ale wpatrujesz się w ekran przez koleine 20 minut. Pod tym względem wykonywane bez namysłu nawyki często decydują o wyborach podejmowanych zupełnie świadomie
.”

Tworzenie nawyków bardzo się przydaje, bo świadomy umysł jest słabym punktem mózgu. W danej chwili może się on zajmować tylko jednym problemem. W rezultacie mózg zawsze stara sie utrzymywać skupienie na najistotniejszej w danej chwili kwestii. Ilekroć to możiliwe, świadomy umysł przekazuje podświadomości zadania do automatycznei realizacji. Dokładnie tak się dzieje w przypadku nabywania nawyków. Nawki odciążają mechanizmy poznawcze i uwalniają potencjał umysłowy, co pozwala skupić się na innych zadaniach.

Pomimo efektywności nawyków niektórzy ludzie zastanawiają się nad korzyściami płynącymi z ich nabywania. Argumenty przedstawiają się tak: „Czy przez nawyki moje życie nie stanie się nudne? Nie chcą skazać się na styl życia, którego nie polubię. Czy taka ilość rutyny nie pozbawi mnie żywiołowości i spontaniczności?». W żadnym razie. Takie pytania tworzą fałszywe wrażenie dychotomii. Skłaniają do wyciągnięcia wniosku, że trzeba wybierać między tworzeniem nawyków a wolnością. Tymczasem tak naprawdę te dwie sprawy się uzupełniają.

Nawyki nie ograniczają wolności. Dają ją. Co więcej, ludzie, którzy nie przestrzegają nawyków, często są tymi, którzy mają owej wolności najmniej. Bez dobrych nawyków finansowych zawsze będziesz walczyć o kolejny grosz. Bez pozytywnych nawyków zdrowotnych zawsze będziesz czuł się przemęczony. Bez korzystnych nawyków związanych z uczeniem się zawsze będziesz miał wrażenie, iż zostajesz w tyle. Nieustanne zmuszanie się do decydowania o prostych zadaniach – kiedy powinienem potrenować, dokąd iść, żeby zająć się pisaniem, którego dnia opłacić rachunki odbiera czas na bycie wolnym. Tylko dzięki utatwianiu sobie życia od podstaw możesz wytworzyć mentalną przestrzeń potrzebną do swobodnego myślenia i kreatywności.

I na odwrót – jeżeli masz dobrze dostrojone nawyki i panujesz nad podstawowymi aspektami życia, twój umysł może bez przeszkód skupiać się na nowych wyzwaniach i zaimować kolejnymi zadaniami. Rozwijanie nawykow dziś pozwoli jutro zrobić więcej tego, na czym ci zależy.

Kolejny, ostatni cytat ( i naprawdę wiem, jak to brzmi – osobiście takiej nowomowy naprawdę nie lubię, ale tutaj mnie ona nie (z)raziła):

„Każdy nawyk jest jak sugestia. A może właśnie t a k i jestem.

(…)

Każde podjęte działanie jest głosem oddanym na typ człowieka, jakim chciałbyś się stać.”

Therese Bohman AndromedaWydawnictwo Pauza 2022

To już kolejna książka Therese Bohnam, którą przeczytałam. Kolejna i – moim zdaniem – najpiękniejsza. Nie – najlepsza, ale właśnie najpiękniejsza. Opowieść o wyjątkowym uczuciu, którego nie sposób określić. „Istnieje tyle uczuć, które nie mają nazwy. To dziwne, że na niektóre z nich brakuje słów, ale może dlatego, że tak jest prościej. Rozumiemy i porządkujemy życie według tego, na co mamy słowa, tak jak widzi się kolory według tych barw, których sie nauczyliśmy. Niezwykle subtelna, delikatna, czuła. Na dwa głosy. Jej i jego. Zaznaczyłam w niej sobie dziesiątki cytatów, we w sumie niewielkiej książce. Nie potrafiłam dokonać selekcji, by je tutaj zaprezentować. Dlatego – przeczytajcie koniecznie.

„Nikt, naprawdę nikt, nie jest niezastąpiony, to przygnębiająca myśl. Miejsce pracy jest jak fragment przyrody sterowany prawami ewolucji kiedy jeden gatunek wymiera, a cały system zostaje zachwiany, maszyneria rusza pełną parą, by zabezpieczyć przetrwanie całej reszty, a po niedługim czasie powstaje nowy system, nowa równowaga. Jedynym celem przyrody jest przetrwanie, tak samo jak w kapitalizmie: przedsiębiorstwo jest samoregenerującym się zwierzęciem, rozgwiazdą, której wyrasta nowe ramię, jeśli potrzeba nowego ramienia.
Pamiętam, jak podczas jednej rozmowy z. Gunnarem w barze odniosłam się do wyrażenia „przetrwanie najsilniejszych”, a on zwrócił uwagę, że to błąd w tłumaczeniu:
– Darwin napisał survival of the fittest. To nie znaczy, że przetrwają najsilniejsi, tylko najlepiej przystosowani. Ci, którzy potrafią się dopasować do zaistniałych okoliczności.
– Przetrwanie tchórzy – mruknęłam. Byłam czymś zdenerwowana, dla odmiany to on mnie uspokajał.
– Czasem trzeba się dostosować – powiedział.”

„Nie uważałam go za skłonnego do nostalgii, wręcz przeciwnie, sama też nie przepadałam za tym uczuciem: całe moje
życie polegało na ciągłym parciu naprzód, miałam w sobie wiarę – oscylującą między nieokreśloną nadzieją a silnym przekonaniem – w to, że wszystko będzie lepiej, a jeśli nie lepiej, to przynajmniej inaczej, ta inność sama w sobie stanowiła dla mnie wartość, ponieważ za bardzo przygnębiała mnie myśl, że cokolwiek mogłoby pozostać w swoim pierwotnym stanie.
– Nie chodzi mi o to, żeby człowiek sie wycofał – wyjaśnił. – W ogóle nie chodzi mi o nostalgię w życiu prywatnym.
Ale o pokorę wobec historii i o to, że należy to uczucie traktować poważnie. Od dawna opisuje się nostalgię jako coś destrukcyjnego, wręcz politycznie niebezpiecznego. W pewnym sensie to oczywiście prawda: nostalgia nie może sterować społeczeństwem. Ale odrzucenie tego uczucia to oddanie całej jego wewnętrznej siły władzom, które ani na nią nie zastugują, ani nie potrafią się nią posługiwać, tylko czerpią z niej korzyści. Wiesz, łatwo jest drwić z kogoś, kto uważa, że z historii można się czegoś nauczyć. Taki ktoś uchodzi za idiotę w porównaniu ze wszystkimi, którzy wolą nowości. Ale da takich jak ty czy ja – mówiąc to, spojrzał mi w oczy, patrzył tak dlugo, aż coś w tym napięciu sprawiło, że musiałam spuścić wzrok – w historii jest schronienie. Dla nas, pochodzących z rodzin, w których kolejne pokolenia popadały w zapomnienie. Bo w żaden sposób się nie wyróżiniły, wiodly żywot, w którym nie było powodu, żeby cokolwiek dokumentować, nie zostawiały po sobie żadnych szczególnych śladów. W takiej sytuacji historia staje się ważna, stanowi jakiś kontekst. Należy być pokornym wobec potrzeby kontekstu. To niezwykle silna ludzka potrzeba.”

„Dziwne, jak życie po prostu się wydarza. W młodości byłem przekonany, że wszystkie ważne decyzje podejmuje się po dokładnym przemyśleniu, że za każdym wykonanym krokiem stoją głębokie dociekania i że każda zmiana to wynik negocjacji z samym sobą. Wszystko, co zawarte w życiu, jest rezultatem aktywnych wyborów. Ale rzeczy po prostu się wydarzają.”

Nina Waha „Testament” Wydawnictwo Poznańskie 2022 (Seria dzieł pisarzy skandynawskich)

” W powrocie do domu jest coś szczególnego. Albo się to lubi, albo się tego nie lubi, ale nie można być wobec tego obojętnym. „ Annie, najstarsza z czternaściorga rodzeństwa wraca do domu na święta. Wraca do domu, z którego przez ostatnie lata starała się uciec jak najdalej. Do domu, w którym niewiele się zmieniło i jednocześnie w którym nic już nie będzie takie, jak było. Życie stawia nas w sytuacji konfrontacji, na które nie jesteśmy gotowi. Tę książkę czyta się trochę na wdechu, a wiadomo, że tak nie sposób oddychać normalnie, pełną piersią, komfortowo. Tu prawie wszystko uwiera, boli, wzburza, porusza. Na uwagę zasługuje rónież ciekawa konstrukcja narracji. Mnie, choć nie jest to pozycja łatwa, bardzo się podobała. Jej wspomnienie zostanie ze mną na długo. Polecam gorąco!

Annie myślała o Siri. O tym, co ostatecznie pomogło jej podjąć decyzję. W bagażniku nadal leżała jej walizka. Dziś rano, pomyślała. Od tamtej pory wydarzyło się całe życie.

Czasem ono po prostu płynie, dzień za dniem, rok po roku, niewiele się wydarza. Jasne, samo życie się wydzarza, ale człowiek płynie z nim, jest zadowolony, wystarczająco zadowolony, żeby zostać. Aż nagle, jak tamtego dnia, wszystko dzieje się naraz. Lata zduszonego smutku, złości i rozczarowań, lata zniweczonych nadziei i marzeń, które w końcu tak bardzo wyrosły, gotowe, by się uwolnić – trudno zrozumieć, że minęło zaledwie dwanaście godzin, w ich trakcie powiedziano, zrobiono, przemyślano i ujawniono tyle rzeczy, których nie da się cofnąć, zmienić. ”

Lucia Berlin „Wieczór w raju”, Wydawnictwo W.A.B. 2020

To Instrukcja dla pań sprzątających (o której pisałam tutaj) była impulsem dla kupna i następnie lektury tego zbioru opowiadań. No i niestety nie odnalazłam się w niej zupełnie. Płynęłam przez te opowiadania kompletnie bez emocjonalnego zaangażowania. Dlatego – ciężko polecać, ale – to tylko moja indywidualna opinia…

Ivy Compton-Burnett „Służący – Służąca” Państwowy Instytut Wydawniczy 2022

Klasyka w najlepszym wydaniu. Jakby się czytało Downton Abbey. Nie wiem, czy to w związku z tym idealna lektura na lato, ale z pewnością w spokojny chłodny wieczór. Pod kocykiem, przy kominku. Lektura dla lubiących dialogi.

Richard Powers „Listowieść” Grupa Wydawnictwo W.A.B. 2021

Absolutnie zakochałam się w tej książce, od pierwszych słów. Porywający sposób pisania, język, niezwykła metaforyka, erudycja i mądrość autora to tylko kilka argumentów za. Powiedziałabym, że to pozycja obowiązkowa dla każdego świadomego człowieka, opowiadająca historię drzew i człowieka połączonych, jak się okazuje – i o czym sami doskonale wiemy – niekoniecznie w symbiozie lecz ku przetrwaniu (i także to – niekoniecznie). Książka mądra i bardzo ważna. Polecam gorąco!

„Powiedzmy, że Ziemia rodzi się o północy, aby istnieć przez jeden dzień.

Najpierw nie ma nic. Dwie godziny wydane na pastwę lawy i meteorów. Życie pojawia się dopiero koło trzeciej lub czwartej nad ranem. Lecz nawet wtedy są to zaledwie samopowielające się okruchy i cząstki. Od świtu do późnego poranka – przez miliony milionów rozgałęziających się lat – istnieją jedynie chude i proste komórki.

A potem nagle jest wszystko. Tuż po południu następuje jakieś nieposkromione zdarzenie. Jeden rodzaj prostych komórek zniewala kilka innych. Jądra obrastają błoną. Komóki dochowują się organelli. Niegdysiejszy biwak samotnika rozrasta się w miasto.

Po upływie dwóch trzecich dnia drogi zwierząt i roślin się rozchodzą. Ale życie wciąż jest jednokomórkowe. Dopiero po zmierzchu pojawiają się organizmy złożone. Wszystkie duże stworzenia to spóźnialscy, którzy przybywają już po ciemku. O dziewiątej wieczór meldują się meduzy i robaki. Przed dziesiątą następuje przełom – kręgosłupy, chrząstki, eksplozja cielesnych form. Z chwili na chwilę coraz rozłożystsza korona wypuszcza bezlik nowych gałęzi i pędów, rosnących na wyścigi.

Rośliny gramolą się na ląd tuż przed wybiciem dziesiątej. Po nich wychodzą owady, które natychmiast zrywają się do lotu. Po jeszcze paru chwilach z przybrzeżnej brei wypełzają czworonogi, niosąc na skórze i w bebechach całe światy pierwotniejszych stworów. O jedenastej dinozaury wydają ostatnie tchnienie, na godzinę powierzając ster ssakom i ptakom.

I właśnie w ciągu tych ostatnich sześćdziesięciu minut gdzieś na wyżynach filogenetcznego baldachimu życie zyskuje świadomość. Stworzenia zaczynają spekulować. Zwierzęta przekazują swoim dzieciom wiedzę o przeszłości i przyszłości. Uczą się odprawiać rytuały.

Człowiek anatomicznie tożsamy ze współczesnym zjawia się cztery sekundy przed północą. Po dalszych trzech sekundach tworzy pierwsze malowidła naskalne. A w jednej tysięcznej skoku wskazówki sekundnika rozwiązuje zagadkę DNA i zaczyna odwzorowywać samo drzewo życia.

Z nadejściem północy większość planety zajmują pola uprawne, służące wyżywieniu i ogólnemu dobru jednego gatunku. I właśnie wtedy drzewo życia przechodzi kolejną przemianę. Olbrzymi pień zaczyna się chwiać.”

„Patricia tłumaczy studentom, że fotosynteza jest cudem. Popisem inżynierii chemicznej, na którym stoi cała katedra stworzenia. Wszystek galimatias życia na Ziemi podwozi się za darmo na tym oszałamiająco magicznym dziele. Otóż i sekret życia: rośliny spożywają światło, powietrze i wodę, gromadząc dzięki temu energię, która czyni i sprawia całą resztę. Patricia wprowadza swoich podopiecznych do sanktuarium tajemnicy: z cząstek chlorofilu tworzą się zestawy anten. Z niezliczonych zestawów powstają krążki tylakoidów, których stosy układają się w jeden chloroplast. Komórkę roślinną może zasilać nawet i sto takich fabryk energii słonecznej. Jeden liść składa się nieraz z milionów komórek. W koronie jednego przepysznego miłorzębu szeleści milion komórek.

Od nadmiaru zer studentom szklą się oczy. Patricia musi ich łagodnie przeprowadzić na powrót przez ledwie zauważalną granicę między odrętwieniem a nabożnym zdumieniem.

– Miliardy lat temu pojedyncza samopowielająca się komórka fuksem odkryła, jak może z jałowej kuli trujących gazów i wulkanicznego żużlu zrobić ten ludny ogród. I wtedy znalazło się miejsce dla wszystkich waszych nadziei, lęków i miłości.”

to be continued…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *