Ten wpis miał być o czymś zupełnie innym. Czymś ważniejszym, niż to, o czym poniżej. Ale daję się ponieść impulsowi, bo nerwa mam takiego, że hej! O tempora o mores! Dlaczego komputery już nawet z nazwy nie są osobiste??? Zwykle gdzieś tak przed północą udaje mi się dorwać do mojego tylko z pozoru prywatnego, własnego i osobistego laptopa. Jak za osobiste może uchodzić coś, co nosi na sobie ślady linii papilarnych jakichś – tak na oko – ze dwudziestu pokoleń. Ale, ale i w dodatku- w jakim stanie go znajduję??? Ten mój biedny komputer???
Wyrwany z dziecięcych szponów, obklejony, umorusany, z zacinającym się klawiszem S i oczywiście – à plat – czyli po naszemu – z wyczerpaną do cna baterią. Kto widział, kto wie – gdzie kabel? Who cares? Dlaczego – pytam? Czy to jakaś kara? Czy tylko ja tak mam? no i sami rozumiecie – nerw mnie bierze, bo człowiek chciałby słów napisać kilka, względnie z sensem, poczuciem humoru i rytmu. Grzywką pada na klawiaturę po długim dniu – a tu palce przyklejają się do klawiatury i słowa coraz przez to cięższe… A tu jeszcze opędzać mu się przyjdzie od grasującego wokół, wilczka, który – jak przystało na przywódcę watahy, w końcu dorwie zwierzynę (patrz tu – mój mały słodki – czemuż by nie, osobisty laptopik) i poniesie hen w las i chaszcze swojej ostoi. Pozostawiając za sobą ślad w postaci bardzo charakterystycznego zapachu…
– Synu! Zlituj się i idź pod prysznic!
– Później, teraz jestem zajęty!
– Błagam, zrób to, zanim skończy ci się termin ważności!
I tak się człowiek rozdrabnia. Walcząc o higienę (głównie swoją własną, psychiczną) i poszanowanie dla podstawowych zasad BHP wśród potomstwa.
No, nie mogę dłużej pisać, wybaczcie – muszę zabrać się za czyszczenie, mojego ukochanego, wymarzonego i wcale już nie – osobistego komputerka, bo mnie coś trafi! (I tak jeszcze przetrwać muszę – patrz tu – zasnąć, wbrew – dyskotece urządzonej przez młodego w łazience. Pomyśleć, że człowiek potrafi cieszyć się z tak zwykłego faktu, że latorośl weźmie i pójdzie pod prysznic.
Dziś nie będzie dokładnego i dokładnie wyważonego przepisu. Raczej – 2 inspiracje…
Próbowaliście już łączyć pomidory z melonem, albo też – z mango? Oj, spróbujcie koniecznie. Teraz, kiedy pomidory, także one – mają za sobą piękne, słoneczne i gorące lato, wygrzewały się na tym słońcu jak Pamela Anderson na plaży i mają smak! Że ho, ho!
Sałatka pomidorowa z melonem
Składniki:
pomidorki koktajlowe
pomidor malinowy pokrojony w dużą kostkę
odrobina czerwonej cebuli
oliwa
kawałek melona
ser kozi
opcjonalnie – tomatillo czyli miechunka pomidorowa, obrana i pokrojona w dużą kostkę
sól, pieprz
Przygotowanie: Łączymy wszystkie składniki, skrapiamy oliwą i podajemy z bagietkę opieczoną w piekarniku.
Mój absolutny faworyt
Sałatka pomidorowa z mango
Składniki:
pomidorki koktajlowe (w sumie dobrze jest połączyć 3 różne odmiany)
dojrzałe, słodkie mango
czerwona cebula pokrojona w piórka
ser feta – odsączony
sól, pieprz, oliwa, sok z cytryny
Przygotowanie: wszystkie składniki łączymy, doprawiamy. Przed podaniem odstawiamy na kilka minut.
Smacznego!