Nie mam wielu książek kucharskich. Nigdy ich nie liczyłam, zapewne około 50, może więcej? A ponieważ jakiś czas temu bardzo zaczęła mi dokuczać świadomość, jak niewiele z nich korzystam – postanowiłam coś z tym fantem zrobić. Miałam ochotę kupić kilka kolejnych i jednocześnie pukałam się w głowę – tylko po co?
Obiecałam sobie, że nie kupię kolejnej książki, dopóki porządnie nie skorzystam z tych, które już są moją własnością. I wiecie, co? To był argument! Podziałało! Podeszłam do sprawy metodycznie. Postanowiłam „spędzić” z wybraną przez siebie książką 1 tydzień. W praktyce oznaczało to, że przed zrobieniem zakupów studiowałam zawartość „książki tygodnia”, pod kątem tego, co ugotuję i przygotowywałam listę zakupów. A potem gotowałam. Jeśli były to potrawy mięsne – dla rodziny, jeśli wegetariańskie – do pudełek lunchowych i na 2 śniadanie.
Zdarzało się, że z kilkoma z nich „spędziłam” więcej czasu. I w ten sposób powstała moja lista (z akcentem na – moja, choć mam nadzieję, że może być i dla Was żródłem inspiracji). Kolejność książek w umieszczonym poniżej zestawieniu nie jest przypadkowa. Na szczycie wylądowała ta, która okazała się najbardziej użyteczna (czyż nie to właśnie powinno być podstawowym kryterium w ocenie książki kucarskiej? Wiem, wiem – jestem być może przesadnie praktyczna…) Zapraszam do lektury. Jednocześnie – napomknę tylko, że wszystkie pozycje zakupiłam wydając swoje kieszonkowe 🙂 nikt ich zakupów nie sponsorował, z wyjątkiem jednej pozycji, która była prezentem podarowanym z czystą intencją, jak sądzę).
1. Annie Bell „Zupy. Ponad 100 przepisów na smaczne, inspirujące zupy”.
Uwielbiam zupy! A ta książka jest dokładnie taka, jak zapowiada jej tytuł – bardzo inspirująca. Ciekawy podział książki, prostota większości przepisów, smak zup, które dzięki niej ugotowałam oraz ilość przepisów, które wypróbowałam uplasowały ją na pierwszym miejscu. Bezapelacyjnie.
2. Yotam Ottolenghi „Obfitość”.
To chyba nie jest zaskoczeniem… Uwielbiam tę książkę, także dlatego, że zawiera same wegetariańskie przepisy i za to uznanie dla jej autora, który zaszczepił we mnie miłość do wielu nowych składników i połączeń.
3. Deb Perelman „Smitten Kitchen, czyli Nowy Jork na talerzu”.
Pamiętam, że kiedy pierwszy raz sięgnęłam po nią w księgarni, zastanawiając się nad jej kupnem, już po chwili miałam ochotę wykupić zapas zakładek, by od razu oznaczyć przepisy do wykorzystania. Najbardziej cenię je za prostotę i (choć to może zabrzmieć dziwnie) – ich swojskość).
4. Sabrina Ghayour „Sirocco”.
Człowiek oswojony z Yotamem i jego kuchnią chłonie przepisy Sabriny jak gąbka. Przepisy na wszystko i na każdą okazję (wiem, jak to brzmi – ale dokładnie tak jestw przypadku tej książki). Trudno mi to wyjaśnić ale ma w sobię jakąś siłę, kobiecość, która przyciąga jak magnez a działa jak magia. Nie muszę chyba zatem dodawać, że „Persiana”już czeka na swoją próbę ognia
🙂
5. Monika Walecka „Opowiadania drewnianego stołu. 125 przepisów, jak sprawić przyjemność bliskim i sobie”.
Nie wiem, czy należy to uznać za symptomatyczne, ale to jedyna książka polskiej autorki w tym zestawieniu. Nie będę analizować, tak po prostu jest i już. Jest to także niemal dokładnie taka książka, o której się myśli, że mogłaby wyjść spod naszego pióra. Z idealnym balansem magii i rzeczywistości, prostoty i efektywności.
6. Dale Pinnock „C’est bon pour moi”.
Tę książkę darzę specjalną sympatią. Ze względu na filozofię i sposób życia jej autora. Banał – Jesteś tym, co jesz – z racji swej natury traci na wartości, ale Dale udawadnia, że jedzenie może być lekiem lub trucizną, a jeśli staje się tym drugim – pisze jak możemy odwracać jej skutki. Trend „Leczenie przez jedzenie” zyskuje także w Polsce na popularności, a książki Dale’a dostępne po angielsku, to kopalnia nietuzinkowych przepisów, która pozwalają żyć zgodnie z nim. Na blogu znajdziecie 2 rewelacyjne przepisy Dale’a.
7. Sarah Britton „My New Roots. Inspirujące przepisy kuchni roślinnej na każdą porę roku”.
Znalazłam w niej także sporo przepisów bezglutenowych, co stanowi dodatkową jej wartość. Postanowiłam dać jej jeszcze jedną szansę – a przez to być może wyższe miejsce w moim rankingu. Tych przepisów nie charakteryzuje ewidentna prostota i szybkość przygotowania, może dlatego wymaga kolejnego podejścia?
8. Hemsley + Hemsley „Sztuka dobrego jedzenia”.
Pamiętam, że chodziłam koło tej książki i chodziłam. Zastanawiając się długo nad kupnem. W efekcie – sami widzicie. Ale jej wartość opiera się nie tyle na samych przepisach, co informacjach i wskazówkach dotyczących zdrowego odżywiania się. Także jej chcę poświęcić jeszcze chwilę. Na razie – pozycja 8, ostatnia.
„Zupy” chodzi za mną od dawna, ale jakoś nie mogę się zebrać, żeby ją w końcu kupić… Może sobie na urodziny zażyczę…? 😉
Ottolenghi kusi mnie niesamowicie, bo wszędzie o nim czytam, i to w samych superlatywach. I w sumie, to już dawno żadnej książki kucharskiej sobie nie kupiłam… 😉
„Zupy” chodzi za mną od dawna, ale jakoś nie mogę się zebrać, żeby ją w końcu kupić… Może sobie na urodziny zażyczę…? 😉
Ottolenghi kusi mnie niesamowicie, bo wszędzie o nim czytam, i to w samych superlatywach. I w sumie, to już dawno żadnej książki kucharskiej sobie nie kupiłam… 😉