Książki maja.

„Każda z nich była piękna, tak jak wszystkie dziewczęta w tym wieku. Nic się nie poradzi na ten rodzaj piękności, nie można go też zachować; to świeżość, pulchność komórek, niewyuczona i chwilowa, i nie do podrobienia. Żadna z nich nie była jednak z tego zadowolona: już próbowały się odmienić, poprawić, zniekształcić i pomniejszyć, wypełnić sobą jakąś niemożliwą, wymyśloną formę, wyskubując i zamalowując wszystko na swoich twarzach. Nie dziwiłam im się, sama tak kiedyś robiłam.” („Ślepy zabójca” Margaret Atwood)

Książkowo to był naprawdę udany miesiąc. Bogaty w urzekające, świetnie napisane pozycje. Wróciłam do czytania Margaret Atwood, którą czytałam w czasie studiów i jestem pod wrażeniem języka i stylu budowania opowieści. „Ślepego zabójcę” zamykałam z postanowieniem nadrobienia absolutnie wszystkich zaległości wobec Atwood. Stosowna lista poczyniona.  Na końcu zestawienia znajdziecie już typowo wakacyjną pozycję. Zapraszam!

 

 

„Ślepy zabójca” Margaret Atwood, Wydawnictwo Wielka Litera 2019

„To takie pokrzepiające spotkać się z uprzejmością i troską u dziewcząt w jej wieku. Zbyt często (zastanowiłam się , myśląc o Sabrinie) okazują tylko bezmyślną niewdzięczność. Ale bezmyślna niewdzięczność to zbroja młodych, jak bez niej przeszliby przez życie? Starzy życzą młodym dobrze, ale życzą im także źle: najchętniej by ich pożarli i wchłonęli ich żywotność, pozostając nieśmiertelni. Bez ochrony w postaci opryskliwości i beztroski wszystkie dzieci zmiażdżyłaby przeszłość – przeszłość innych zarzucona im na barki. Egoizm to łaska, która ich ochroni. Do pewnego stopnia, oczywiście. ” 

Oczywiście mam świadomość, że czasami nadużywam słowa „genialne”, ale w przypadku tej książki, używam go z pełną premedytacją, narażając się na oskarżenie o brak oryginalności. Subtelnie snuta wielopłaszczyznowa opowieść o losach pewnej rodziny, a w szczególności – jak to u Atwood bywa – jej kobiet. Ogromna przyjemność czytania! Polecam gorąco!

 

 

„Ostatnie historie” Olga Tokarczuk, Wydawnictwo Literackie 2015

„Zestarzeliśmy się i staliśmy się śmieszni”, tak mi powiedział w tamten piątek przed śmiercią. Nie zrozumiałam tego. Gdy doiłam Teklę, żeby mu dać na śniadanie mleko, w którym mógłby moczyć swoje suszone bułki – tak robił od czasu, kiedy stracił zęby – myślałam o tym, co to znaczy zestarzeć się. Kiedy jest się starym. Jak się to czuje. Czy ból kolan na zmianę pogody – czy to jest starość? Czy konieczność krojenia jabłka na małe kawałki? Czy poranna bezsenność i obwinianie się o resztkę masła, która zjełczała? Czy starość to niespodzianki nowej pamięci, która jest w stanie przywołać kolor sukienki na pierwszej randce i smak waniliowych przedwojennych lodów, ale gubi podstawowe słowa?

Nie czuję żadnej zmiany, zawsze byłam taka jak teraz. Nie wolno poddać się iluzji, że coś się zmienia wbrew naszej woli. Nie powinno się wierzyć zdjęciom – sugerują, że czas pozbawia ludzi siebie samych, że tnie nasze życie na małe kawałki i maceruje tym samym nasze dusze. Że w te sposób tracimy siebie część po części. A przecież – tak myślę – dojście do końca jest zebraniem wszystkiego w garść, ujęciem w jedną małą kolekcję chwil życia. Nie żadną stratą, a wręcz przeciwnie – odnalezieniem tego, co wydawało się pogubione.”

Tak się złożyło, zupełnie nieświadomie (lub może – podświadomie), że w krótkich odstępach czasu sięgnęłam po książki, w których bohaterkami są kobiety reprezentujące trzy pokolenia. Paraskewia, Ida i Maja stają w obliczu śmierci. Świadome i bezradne, poszukujące siły i nadziei, smutne w obliczu przemijania i utraty. To jedna z tych książek, które odbiera się niemal zupełnie tylko na poziomie emocji. Poruszająca.

„- Wiesz, na czym polega magia? – zapytał ją i mówił dalej, nie zważając na to, że odchodzi. – Na nazywaniu tego, co się widzi. Trzeba zmusić człowieka, żeby nazwał to, co ma przed oczami. W ten sposób stwarza się fakty. Każdy człowiek woli przywiązać się do jakiejkolwiek jedynej wersji rzeczywistości, nawet jeżeli ta wersja jest fałszywa.”

 

 

„Białe morze” Roy Jacobsen, Wydawnictwo Poznańskie 2019

Z nostalgią i radością wróciłam na wyspę Barrøy, by spotkać tam dorosłą Ingrid i razem z nią przeżywać samotność, pustkę, strach, nadzieje i miłość. Ta opowieść ma w sobie ogrom spokoju, zdecydowanie nieoczywistego i trudnego w osiągnięciu, zważywszy na wojenne okoliczności. Może dlatego jest to naprawdę bardzo wartościowa lektura na czasy, które nastały. Polecam gorąco!

„Marzec to najmniej potrzebny miesiąc w roku. Ludzie widzą, że słońce się wznosi, i dają się oszukać światłu, za którego sprawą zima staje się tylko bardziej widoczna. Kwiecień jest równie humorzasty i jeszcze bardziej zdradliwy. Ale w kwietniu przynajmniej przylatują ostrygojady i urządzają swoje awantury, niebo i szkiery ożywają glosami, można zdjąć jedną warstwę chust i skarpet, owca chodzi po brązowych ogrodach, kołysząc wielkim brzuchem, i skubie zeszłoroczne źdźbła, a śnieżyce dalej atakują akurat w chwili, gdy nadzieja grozi wywołaniem jednego czy drugiego uśmiechu w ludzkich umysłach; ludzie przeklinają i marzną bardziej niż w styczniu, ale kobiety i tak zdejmują z głowy kolejną chustkę, zaklęciami przywołując wiosnę. „

 

 

„Najlepiej dla wszystkich” Petra Soukupova, Wydawnictwo Afera 2019

Po „Najlepiej…” sięgnęłam po lekturze innej książki Petry Soukupovej (pisałam o niej tutaj). Innej, a jednocześnie – podobnej – bo ponownie spotykamy na stronach książki kobietę, z jej dylematami, zagubieniem, potrzebą miłości, z wyzwaniami macierzyństwa i obciążeniami z dzieciństwa. Viki, Hana i Eva – trzy kobiety, trzy pokolenia i jeden rok ich życia. Miałam poczucie, że pewne schematy, wzorce zachowań czy szkice charakterologiczne postaci to jest coś, co już było w „Pod śniegiem”, ale może takie po prostu jest życie, – ciągiem powtórzeń, w których można dostrzec szansę na zmianę? Prawdziwa, smutna, wciągająca opowieść.

 

 

„Zimowla” Dominika Słowik, Wydawnictwo Znak 2019

Muszę szczerze przyznać, że trochę mnie ta książka zmęczyła. Narracyjne tricki, skądinąd bardzo atrakcyjne i błyskotliwe, nadużywane (takie miałam wrażenie, choć może była to po prostu narratorska konsekwencja) – spowodowały w końcu znużenie, konsternację i zaowocowały – zagubieniem w akcji. Może to jednak być efekt mojej bardzo osobistej percepcji, dlatego książkę jednak polecam, jako wciągającą, ciekawą opowieść.

 

 

„Współlokatorzy” Beth O’Leary, Wydawnictwo Albatros 2020

Ta książka mogłaby być definicją dla hasła – lektura wakacyjna. I czyta się ją – tak samo jak ogląda – dobrą komedię romantyczną. Jest lekko, przyjemnie i oderwać się nie sposób. W swojej kategorii (choć nie eksploruję jej zbyt często) – na pewno super pozycja!

to be continued…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *