To opowieść z czasów, gdy ciasto piekło się na specjalne okazje i na niedzielę. Kiedy murzynek na bazie kakao był wielkim przysmakiem, do koleżanki mieszkającej najbliżej szkoły biegło się na długiej przerwie na szyszki z preparowanego ryżu a batoniki prince polo i wedlowskie torciki były towarem równie deficytowym jak guma balonowa kupiona za dewizy w zawsze pustym Pewexie.
Z czasów, gdy naprawdę niewielkie rzeczy sprawiały wiele radości, doceniało się wagę każdej chwili, hucznie świętowano imieniny cioć i wujków, w gronie licznego kuzynostwa, bo zawsze znajdowało się okazję do spotkań, których nie trzeba było umawiać wcześniej z dużym wyprzedzeniem ani zapowiadać wcześniejszym telefonem czy wymianą sms-ów. Wciąż je pamiętam, stanowiły ważną część naszego dzieciństwa. Tak jak nasze urodzinowe torty , których nigdy nie kupowało się w cukierni, bo zawsze piekła je dla nas babcia. Z żółtek ucieranych na parze, z rantem osypanym posiekanymi orzechami i okruszkami ciasta.
Ciasto, to było coś naprawdę wyjątkowego, bo zwyczajnie na co dzień nie było innych słodyczy, najwyżej kogel mogel ucierany z kakao, po powrocie ze szkoły i poranna chałka przyniesiona przez babcię, z konfiturami ze śliwki węgierki… Ile wtedy było czasu do zmarnotrawienia, kolan do zdarcia na podwórku, fikołków do wywijania na trzepaku, hulaj-hopa do pokręcenia… !
W tamtych czasach, pewien mały chłopiec (który – między nami mówiąc – wyrósł na bardzo fajnego faceta) miał zwyczaj prosić swoją mamę o zrobienie cukierków z ziemniaków… (chodziło mu o frytki, oczywiście). Tamte smaki to były Smaki, choć dziś uznalibyśmy je za najzwyklejsze w świecie.
Z czasów mojego dzieciństwa zapamiętałam dobrze jedno ciasto i wydaje mi się również, że było to pierwsze ciasto, które przygotowałam po raz pierwszy całkiem sama (zapominając o dodaniu śmietany, eh… jaki to był stres, czy ono w ogóle wyjdzie… mówię Wam…) Kiedy zaczynał się sezon letni piekło się je z rabarbarem. O dziwo, wówczas ani za rabarbarem, ani za pianą ubitą z białek nie przepadałam jakoś szczególnie, a samo ciasto lubiłam.
Przepis jest niezwykle prosty i w wersji oryginalnej znajdziecie je na końcu wpisu. Moją współczesną wersję, tuż poniżej tego zdjęcia. Starą wersję udoskonaliła moja mama, po latach dowiedziała się, jak bardzo ja tej piany nie lubiłam, pozmieniała proporcje i dodała ukochaną przeze mnie – kruszonkę. Efekt zachwyca prostotą i idealnie nadaje się do kawki na działce. Tam, u rodziców, smakuje wybornie. Mam nadzieję odnaleźć ten smak i ten konteks w czasie wakacji.
Kruche ciasto z pianką, owocami i kruszonką
Składniki:
Na kruche ciasto:
4 żółtka
2 szkl. mąki tortowej
125 g masła
4 łyżki śmietany
2 łyżeczki proszku do pieczenia lub 1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/2 szkl. cukru
Na piankę:
3 białka
1/2 szkl. cukru
Na kruszonkę:
150 g mąki
100 g cukru
80 g masła
Ponadto:
7 moreli
10 truskawek
4 łyżki dżemu truskawkowego
Przygotowanie:
- Wszystkie składniki na kruche ciasto zagniatamy sprawnie lub wyrabiamy naszyną. Spó blaszki o wymiarach co najmniej 21×31 cm (u mnie ciut większa), wyłożonej pergaminem, wylepiamy ciastem. Wstawiamy do lodówki na czas przygotowania reszty ciasta.
- Składniki kruszonki łączymy i wyrabiamy do uzyskania konsystencji kruszonki. Odstawiamy do lodówki.
- Owoce myjemy, kroimy na mniejsze cząstki.
- Białka na piankę ubijamy z cukrem na sztywno.
- Nagrzewamy piekarnik do temperatury 180 stopni.
- Ciasto w blaszce smarujemy cienką warstwą dżemu. Wykładamy owoce, układamy je, równomiernie pokrywając całą powierzchnię ciasta.
- Na owoce wykładamy ubita pianę. Całość posypujemy kruszonką.
- Pieczemy 30 minut bez nawiewu.
Kruche z owocami – przepis jak za dawnych lat
4 jajka
2 szkl. mąki tortowej
125 g masła
4 łyżki śmietany
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 szkl. cukru
Przygotowanie:
- Mąkę, masło, śmietanę, proszek, 4 żółtka i 1 szklankę cukru sprawnie zagniatamy na stolnicy.
- Wykładamy równomiernie na blachę, obkładamy równomiernie kawałkami rabarbaru.
- Białka ubijamy z resztą cukru, pianę wykładamy na owoce.
- Pieczemy 30 minut w 180 stopniach.
Smacznego!
Aniu, tu jesteś:-) A ja mam w blogach obserwowanych stary adres i nic się ostatnio nie pokazywało. Dobrze, że coś mnie tknęło…:-)
To cos dla mnie. Na pewno wyprobuje!