No dobrze, zostawię już ten tytuł, bo wpis zainicjowałam w istocie na początku roku. Trudno mi było znaleźć czas na czytanie, ale – jak się okazuje, jeszcze trudniejsze okazało się wygenerowanie czasu na publikację.
(Na końcu wpisu znajdziecie zdjęcie stosu książek, które mam w zamiarze przeczytać, a który urósł w ciągu tych 3 miesięcy, (tuż obok niego maluteńki stosik, tych które przeczytałam, ale nie byłam w stanie zaaranżować nowej sesji, by o nich tu opowiedzieć.) 🙂
Jest oczywiste, że się nie wyrabiam. Życie zawodowe jest ostatnio tak wymagające, a dzień wciąż za krótki, że o świetle nie wspomnę. Mam nadzieję odetchnąć od tych pochłaniających wolne chwile obowiązków już wkrótce (jeszcze tydzień!) i być może uda mi się zrealizować kilka pomysłów, które mam w głowie jeszcze przed świętami. Się okaże. Zaglądajcie 🙂
Raynor Winn „Słone ścieżki”, Wydawnictwo Marginesy 2020
To być może nie jest arcydzieło, ale z całą pewnością książka z gatunku tych poruszających i zostających z nami na długo. Mnie bardzo poruszyła, także w sensie dosłownym. Zrozumiałam, dlaczego tak lubię łazikować, chodzić po polach, gubić się w uliczkach, spacerować po lesie – i – nade wszystko, kilometrami wydeptywać piasek na bałtyckich plażach. Mamy tu opowieść z życia autorki wziętą. Opowieść kobiety, która straciła dosłownie wszystko, włącznie z dachem nad głową. Kobiety, której mąż otrzymał właśnie diagnozę potwierdzającą śmiertelną chorobę. Ruszają przed siebie, bo w zasadzie niewiele im pozostało. Ruszają na wędrówkę przez South West Coastal Path (Szlak Południowo-Zachodniego Wybrzeża), najsłynniejszą trasę wędrówek pieszych w Wielkiej Brytanii.
„Gdy postanowiłam iść, stałam pod schodami. W tamtej chwili nie zastanawiałam się dokładnie nad przemierzeniem tysiąca czternastu kilometrów z plecakiem na plecach, nie myślałam, czy będzie mnie na to stać ani że przez sto nocy będę biwakować na dziko, ani co będzie potem. Nie powiedziałam jeszcze mojemu partnerowi od trzydziestu dwóch lat, że idzie ze mną.
Ledwie kilka minut wcześniej ukrywanie się pod schodami wydawało się dobrym pomysłem. O dziewiątej rano do drzwi zaczęli się dobijać mężczyźni w czerni, ale my nie byliśmy gotowi. Nie byliśmy gotowi, by się poddać. Potrzebowałam więcej czasu: jeszcze godzinę, jeszcze tydzień, jeszcze całe życie. Czasu nigdy dość. Skuliliśmy się więc razem pod schodami, szepcząc jak wystraszone myszki, jak niegrzeczne dzieci czekające, aż ktoś je znajdzie.
(…)
– Moglibyśmy po prostu iść.„
Minęło kilka miesięcy od lektury, a ta książka wciąż we mnie rezonuje. Powracają pytania, które sobie wówczas stawiałam, analizuję odpowiedzi, których sobie udzieliłam, przypominam sobie fragmenty opowieści. No i w maju ruszam sobie na wędrówkę 🙂
Hernan Diaz „Zaufanie”, wydawnictwo W.A.B. 2023
Myślę sobie o tej książce, że im mniej o niej się wie, nim zasiądzie się do lektury – tym lepiej dla jej odbioru. To jest arcydzieło. No inaczej tego ująć nie potrafię. I to także książka z gatunku tych, które pozostają w nas na długo, jeśli nie – na zawsze. Napisana po mistrzowsku. Poruszająca ważne, chyba nie tylko dla mnie tematy. Absolutny must-read.
„Tak oto, w sposób niedostrzegalny dla nikogo poza nią samą, w życiu Helen otworzył się nowy rozdział. Po raz pierwszy znalazła się w szerokim świecie bez towarzystwa.
Pogrążona w tym spełnionym śnie o niezależności, z początku prawie nie zważała na wiejską drogę i jej otoczenie – wreszcie jednak przebudziła ją stiukowa cisza, którą powitało ją miasteczko. Suche echo jej bucików na bruku było jedynym odgłosem, jaki słyszała na opustoszałych ulicach. Co kilka kroków delikatnie szurała stopą tylko po to, żeby poczuć na karku mrowienie rozkoszy, jakie wzbudzał pomruk skóry o kamień. Z każdą przecznicą miasteczko nabierało życia. Chcąc przedłużyć uniesienie, jakim przepełniła ją ta początkowa cisza, szła dalej skocznym krokiem, oddalając się od głosów rozbrzmiewających na odległych ulicach, od merkantylnego zgiełku dobiegającego z rynku, od płynnego stukotu kopyt za rogiem, od kobiet pokrzykujących z okna do okna, gdy zdejmowały pranie ze sznurów, zagłębiając się w alejki pełne domów o okiennicach zatrzaśniętych przed upałem, gdzie – znowu – mogła usłyszeć swe samotne kroki. Wiedziała już wtedy, że właśnie ta uroczysta postać radości – tak czystej, ponieważ nie miała w sobie żadnej treści, tak spolegliwej, ponieważ nieuzależnionej od nikogo innego – jest stanem, do którego od tej pory zawsze będzie dążyła.„
Katarzyna Groniec „Kundle”, wydawnictwo Nisza 2023
Zapewne nie byłam jedyną osobą, która sięgnęła po książkę Kasi Groniec ze względu na uznanie dla jej piosenkarstwa. W moim konkretnym przypadku w grę wchodził wielki sentyment do jej debiutanckiej płyty „Mężczyźni”, wyprodukowanej przez i z tekstami Grzegorza Ciechowskiego. Miałam przeczucie, że to proza do mnie przemówi, tak jak przemawiała do mnie wrażliwość piosenkarki. I się nie pomyliłam.
„Chodzenie to rodzaj transu, w którym tak się można zapamiętać i zapomnieć, że aż zniknąć, rozpłynąć się w Ciszy, na okamgnieniu rozmyć w falującym powietrzu. Nic dziwnego, że wielu nie potrafi takiemu chodzeniu sprostać. Doprawdy żal mi tych, którym niezbędne są dźwięki do unoszenia się ponad własną martwotę. Ci nieszczęśnicy nigdy nie pojmą, że Cisza nie jest martwa. Odwieczna Cisza jest żywa i tylko w Ciszy kiełkuje obietnica, że można się rodzić i umierać, i rodzić, i umierać, i tak w kółko, i tak sprytnie, że nikt niepożądany nie zauważy pojawiania się i znikania, jak nie zauważa się tykania zegara, mikrosekund owego upływu czasu, którego przecież nie ma, a jednak jest, bo doprowadza wszystkie stworzenia do granicy, za którą przestają istnieć w tej ledwie przez siebie wypróbowanej formie.„
Sensualnie, malowniczo pisze Groniec. Bardzo polecam.
Min Jin Lee „Pachinko”, wydawnictwo Czarna Owca 2022
Nieświadoma faktu istnienia filmu powstałego na bazie książki zaczęłam od jej lektury. Poleciłabym ją wszystkim, którzy cenią beletrystykę dobrze osadzoną w kontekście historycznym. Pachinko to saga koreańskiej rodziny żyjącej w Japonii, na przełomie kilku pokoleń, od początku XX wieku. Sprawnie napisana, wciągająca. Godna polecenia.
Cheon Myeong-Kwan „Wieloryb”, wydawnictwo Znak Literanova 2024
Nie przestanie mnie zastanawiać i jednocześnie zachwycać, jak książki ze sobą rozmawiają. Jak lektury, które dobieram, wydawałoby się w sposób przypadkowy w czytelnicze serie, dopełniają się, łączą, pogłębiają wnioski i uzupełniają. Bo i tutaj mamy do czynienia z historią koreańską i kobietą, która postanawia o siebie zawalczyć. Zbudować swoje życie na własnych warunkach. Opowieść w dickensowskim stylu, z elementami realizmu magicznego – czyli to, co lubię 🙂
Fatima Aydemir „Dżiny”, wydawnictwo Cyranka 2023
Ta opowieść o rodzinie tureckich emigrantów długo we mnie rezonowała. Z wielu powodów, jak przypuszczam. Z pewnością dlatego, że od niemal 20 lat żyję poza Polską (waham się nad użyciem określenia na emigracji), ale również ze względu na dziejące się na naszych oczach wydarzenia, czy historię, którą znamy z przekazów medialnych. Ale najbardziej chyba przez jeden prosty narracyjny zabieg – opowieść przedstawioną z perspektywy jej bohaterów, widzianą ich oczami, opowiedzianą ich językiem. Dzięki temu ma się poczucie, że wchodzi się w nią coraz głębiej, coraz więcej dostrzegając i rozumiejąc.
„Czy Umit właśnie usłyszał słowo „dżin” w tym programie o zjawach? Czy może dopiero po raz pierwszy odważył się o to zapytać? Czy wszyscy dookoła – rodzeństwo, kuzynostwo, sąsiedzi – dorastali w ciągłym strachu przed tymi niewidzialnymi stworzeniami, o których rzadko się mówi, których imion lepiej nie wymawiać? Po turecku mówi się na nie 'te na trzy litery’ zamiast 'cin’, w obawie, że można by je niechcący wezwać do siebie i potem nie móc się ich pozbyć. Jak brzmi liczba mnoga od dżina? Dżiny? Być może obawa przed nimi niekoniecznie idzie w parze z rozumieniem, czym jest dżin. Czy podobnie nie jest w przypadku śmierci? To, co mgliste, niepewne, ciemne, napędza ludziom strachu, bo nie można tego uchwycić, bo żeby to zobaczyć, ludzie muszą uruchamiać wyobraźnię, a czy jest coś bardziej bezlitosnego niż własna wyobraźnia? Czy Lauryn Hill w swojej nowej piosence nie rapuje przypadkiem: a musli sleeping with a jinn?
– W Koranie jest napisane, że dżiny żyją na ziemi tak jak ludzie. Cała święta księga jest skierowana do ludzi i dżinów. Tylko że ich nie widać.
– Hm… – Umit się zastanawia. – Czyli jednak trochę przypominają one duchy.
– Trochę tak. Ale gdy ludzie mówią o dżinach, zazwyczaj mają na myśli coś innego.
– Co takiego?
– Rzeczy, których nie potrafią wyjaśnić. Zobacz, na przykład tak jak w tym programie. Chodzi w nim o ludzi, którzy mają halucynacje. Może dlatego, że dostali psychozy albo czegoś w tym stylu.
– Czyli dżiny są jak choroba?
– Nie tylko. Dżiny są wszystkim, co się nam wydaje dziwne, inne, nienaturalne. Gdy ktoś nie wpisuje się w obraz tego, co większość ludzi uznaje za normalne, często się mówi: Tego a tego opętał dżin.
– Bo dżiny są złe?
– Wtedy ludziom się tak wydaje, ale to nie jest do końca prawda. Dżiny nie są ani dobre, ani złe… jeśli kierować się tym, co mówi Koran. Mogą być jednocześnie i takie, i takie. Albo zupełnie inne. Tak jak ludzie.„
Jokha Alharthi „Ciała niebieskie”, Wydawnictwo ArtRage 2024
Rodzinne sagi i egzotycznie geograficzne miejsca zdominowały moje lektury początku roku zdecydowanie. Bo oto sięgnęłam również po książkę omańskiej pisarki, pierwszej arabskiej laureatki międzynarodowej nagrody Man Booker w 2019. Miałam momentami wrażenie, jakbym czytała ponownie Baśnie z tysiąca i jednej nocy. Taka poetyka i w sumie ciekawa opowieść utkana z kontekstów bardzo odległych od naszej codzienności, choć czasami – zastanawiająco bliskich.
Pierre Lemaitre „Wielki świat”. Cykl „Lata chwały” (tom 1), wydawnictwo Albatros 2024
Książka stanowi pierwszą część zapowiadanej trylogii ukazującej kondycję Francji i jej kolonii po drugiej wojnie światowej oraz jest luźno związana z „Dziećmi katastrofy”, poprzednią trylogią autora. Co decyduje o poczytności autora? Umiejętność łączenia gatunków w ciekawą, momentami porywającą całość. Mamy tu więc sagę rodzinną, powieść kryminalną, przygodową, historyczną i psychologiczną. Mnie Wielki świat ujął przede wszystkim wpleceniem wszystkich wątków w tło historyczno-społeczne – historię weteranów Wielkiej Wojny, sytuację w Indochinach po II wojnie światowej i kryzys powojenny we Francji. Na końcu tomu znajdziemy wyjaśnienie autora dotyczące jego inspiracji w tworzeniu poszczególnych wątków i postaci. Czyta się szybko, często na wdechu i z przejęciem. Naprawdę dobrze nakreślone postaci bardzo szybko wzbudzają sympatię lub antypatię. Premiera tomu drugiego trylogii, zatytułowanego „Cisza i gniew” odbyła się pod koniec lutego.
to be continued…
