Wydaje się, że temat książek na blogu z lekka ostatnio zaniedbany. Może dlatego, że większość informacji o książkach, które czytam umieszczam na bieżąco na Instagramie. Zebrane poniżej lektury to książki przeczytane jeszcze w 2017. Ale przecież – lepiej późno, niż później, prawda? Mogę jedynie obiecać, że następne rekomendacje będą już wkrótce na blogu opublikowane.
Robert Seethaler „Całe życie” Wydawnictwo Otwarte 2017
Czy opis życia zwykłego, prostego człowieka, żyjącego z dnia na dzień to materiał na dobrą książkę? A właściwie – książeczkę liczącą ledwie 200 stron niedużego formatu? Taką na oko – na jeden wieczór. Mogę Was jedynie zapewnić, że to będzie jeden z piękniejszych wieczorów. Bo to książka niezwykła. Trudno jest uchwycić, na czym polega jej fenomen. Narracja, język, styl, bohater, opowieść, a w tym wszystkim człowiek, tak zwyczajny, poruszający w swoim człowieczeństwie, bolesnym, pokornym, trochę naiwnym, prostym i cichym. Naprawdę warto!
Anders Hansen, Carl Johan Sundberg „Projekt zdrowie. Szwedzki poradnik inteligenta. Jak świadomie wyćwiczyć ciało i umysł” Wydawnictwo Smak Słowa 2017
Wiecie, dlaczego naprawdę warto przeczytać tę książkę? Bo to właśnie ona jest w stanie przekonać Was do aktywności. Przez całe lata katowałam się różnymi pomysłami na ładny wygląd. Zaczynałam uprawiać jakiś sport, potem to zarzucałam. Podobnie z przeróżnymi dietami… Czy brakowało mi motywacji? Na pewno! Przede wszystkim dlatego, że to nie była właściwa motywacja. Ta książka uświadomiła mi, że warto jest dbać o siebie nie ze względu na wygląd, ale na zdrowie. Eureka, no naprawdę! A jednak… Wyniki badań, eksperymenty, doświadczenia czyli liczby i wnioski – znajdziecie je tam i to one mają moc sprawczą, naprawdę. Tym bardziej, że autorzy wcale nie namawiają do biegania w maratonach czy do innych nadludzkich wysiłków sportowych. Dodatkowo – czyta się ją świetnie, może wciągnąć czytelnika, zaangażować w lekturę, a potem to już tylko… Zgadnijcie, co?
Henning Mankell „Wspomnienia brudnego anioła”, Kolekcja Jubileuszowa W.A.B. 2016
Tak, tak… to ten sam świetny Mankell…ten od „Włoskich butów” i „Szwedzkich kaloszy”, do lektury których zachęcałam Was tutaj. Przenosimy się w czasie i przestrzeni, choć opowieść wciąż pisana jest przez tego samego autora i to się czuje. Lubię tę jego manierę, to pozornie beznamiętne, nonszalanckie niemal snucie opowieści i takież samo podejście do swoich bohaterów. Bo jest w tym jednocześnie – wielka miłość do Człowieka… Tak ja to czuję. No dobrze, schodząc na ziemię – o czym jest ta książka?Wyobraźcie sobie kobietę, Szwedkę, która na przełomie XIX i XX wieku była właścicielką największego domu publicznego w Maputo, stolicy Mozambiku. Ale jak? Skąd? Jak to możliwe? Mankell dotarł do dokumetów potwierdzających istnienie tej kobiety, to zaś, czego nie udało mu się potwierdzić, po swojemu dopowiedział, snując niezwykłą opowieść w swoim stylu.
Sarah Moss „Nocne czuwanie” Wydawnictwo Czwarta strona 2017
Może i pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że to mogłaby być lektura obowiązkowa dla każdej kobiety, która właśnie została matką. Która, tak jak główna bohaterka, chodzi półprzytomna na skutek nieprzespanych nocy, która próbuje odnaleźć siebie w powstałym zamieszaniu, zachować godność i integralność, nie pogubić się do końca, walczyć o siebie, o swoje pragnienia, marzenia i plany? Może. Dziś już nie wiem. Wiem na pewno, że Sarah Moss ma świetne pióro, pisze inteligentnie i w stylu, jaki osobiście bardzo cenię. Że byłam tą książką do pewnego momentu zafascynowana. I nagle, bohaterka książki tak wiele w moich oczach straciła, że mój entuzjazm gasł. Zastanawiacie się zapewne – dlaczego zatem tę książkę polecam? Mimo mieszanych uczuć nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Może przez sentyment dla czasów, kiedy sama byłam młodą matką? Przez empatię dla kobiet, które zderzają się z doświadczeniem macierzyństwa? A już z całą pewnością – za względu na kunszt, z jakim napisana została większość, bo nie cała, niestety książka. Przekonajcie się sami, warto!
Jonathan Carroll „Kolacja dla wrony” Wydawnictwo Rebis 2017
Uwielbiam wrażliwość i uważność Carrolla. W młodości przeczytałam chyba wszystko, co wówczas było w Polsce wydane. I ta „Kolacja…” to miała być taka podróż sentymentalna. Powrót do jego świata. I tak sobie myślę, że to był świetny pomysł. Bo nie wiem czy jego książki dzisiaj, w obecnym momencie mojego życia, przemówiłyby do mnie z równą intensywnością, jak niegdyś. ALe „Kolacja…” to raczej zbiór notatek, uwag, obserwacji autora o tym, co go otacza. I ta formuła, a przede wszystkim, ta niezmienna wrażliość wciąż mają moc. Polecam tę książkę wszstkim, tym, którzy z twórczością Carrolla mieli już okazję się zetknąć ale i tym, którzy nie chcą przeżyć życia w bezrefleksyjnym pośpiechu.
Finn Alnaes „Kolos” Wydawnictwo Wielka Litera 2015
Przyznam szczerze, że zdecydowałam się na kupno tej książki ze względu na rekomendację Marka Niedźwieckiego. Komu, jak komu – ale jemu można ufać – pomyślałam. Nie wiedziałam wówczas, że to wielka skandynawska powieść, jak głosiły inne promujące ją teksty. I rzeczywiście były w niej momenty, wielkie, porywające, podobnie jak sama narracja, ale też i dłużyzny, zupełnie niepotrzebne. Zafascynowała mnie jak każda książka o samotności, wyobcowaniu i chodzeniu własnymi ścieżkami. Jeśli lubicie te klimaty – polecam bardzo.
Noah Strycker „Rzecz o ptakach” Wydawnictwo Muza 2017
Choć ptaki uwielbiam bez względu na gatunek (nie żywię urazy nawet do gołębi, o których skłonnościach do okrutnego mobbingu miałam okazję dowiedzieć się ze świetnych „Dwunastu srok za ogon” Stanisława Łubieńskiego), wciąż niewiele o nich wiem, dlatego sięgnęłam po „Rzecz…” Jeżeli ktoś dodatkowo, z takim znawstwem i pasją o nich opowiada, to ja to kupuję. Księżkę Stryckera czytało mi się jak dobrze napisaną beletrystykę, dlatego polecam ją wszystkim, którzy szukają wiedzy o ptakach podanej w sposób pasjonujący i momentami – porywający.
Z tej listy czytałam tylko Carrolla – przeczytałam wszystkie jego książki mając lat naście, i później – i nadal je uwielbiam 🙂 Jego twórczość jest magiczna – po prostu 🙂
Absolutnie sie z Toba zgadzam. Mialam i mam podobnie 🙂
Buziaki
A.