Opowiedz mi wszystko od początku… prosi mnie zawsze tata,
kiedy przyjeżdżamy do domu. Gdyby to tylko było możliwe… Poproszony o to samo
cud-mąż odpowiada: Nie mogę opowiedzieć Ci wszystkiego, bo wtedy nic nie
zostanie.
i emocji, niespodzianek – tych dobrych i tych niekoniecznie, zachwytów i radości
ostatnich tygodni. Spróbuję jednak podzielić się z Wami niektórymi z nich.
sobie wyobrażaliśmy. Zaskoczyły nas tłumy, nieprzebrane tłumy, ich dynamika i świadomość,
że jesteśmy ich częścią… To ostatnie chyba najbardziej. Nieprzebrane masy
ludzi, zmierzające zawsze w tym samym kierunku co my… Camping, na którym
mieszkaliśmy w pierwszym tygodniu okazał się zupełnie inaczej zorganizowany niż
wszystkie inne dotąd nam poznane. Za wszystko trzeba było płacić, nawet za
dostęp do boiska piłkarskiego. Gdzie ta urocza Dalmacja? Po dwóch dniach reszta
rodziny była przekonana do konieczności odnalezienia miejsca bardziej
lokalnego, autentycznego. I zdecydowanie mniej lub nie w tak ewidentny sposób
nastawionego na zarobek na turystach. Ja
marzyłam o nim od dawna. Chciałam pójść na targ, kupić miejscowy chleb,
zanurzyć oderwany kęs w aromatycznej oliwie z tych stron, zobaczyć ludzi,
którzy tu żyją na co dzień i zmagają się z twardymi warunkami narzucanymi przez
skwar i morze.
wszystkich korkach, które widzieliśmy po drodze w przeciwnym kierunku? Do tego
prom i to nerwowe oczekiwanie, czy zdążymy na ten, czy przyjdzie nam w spiekocie czekać na
następny ? Lekcje Splitu już dostaliśmy… Nie sposób dostrzec uroku Pałacu
Dioklecjana, gdy trzeba poruszać się w rytmie tłumu unoszącego Cię w sobie
tylko znanym kierunku, zagłuszającego wszelki możliwy zachwyt, przytępiajacego
zauroczenie tym miejscem. Warto wybrać się tam bardzo wcześnie rano. A wracając
odwiedzić targ rybny.
Koguty zaczynają piać około 3 nad ranem. Cykady rozpoczynają
zmianę mniej więcej o 9, kiedy tylko sierpniowe słońce nabiera rozpędu w
spinaczce na szczyt nieba. Świerszcze przejmują obowiązki około 20 by następnie
nad ranem przekazać pałeczkę kogutom. Kolejny dzień czas zacząć.
świerszcze… cały czas… Tu nie ma ciszy…
jednym kwadransem a drugim wybijanym przez dzwony nawołujące w niedzielny
poranek na mszę…)
A tu – migdały? Mogę sobie zerwać i spróbować? Rozłupać ci jednego? Chcesz?
zboczem wśród majestatu agaw (Jakie wielkie! To są agawy??? A co to są
agawy???) w kierunku lazuru zatoki i zrywamy figi z wolnostojących drzew. Na deser.
Właśnie dojrzały i są obłędnie słodkie. Dwa dni później poczęstują nas świeżo
zrobioną marmolada z fig, od której słodyczy zakręci mi się w głowie. Na
granaty przyjdzie jeszcze poczekać. W wyższych partiach wyspy w Škripie juz czerwienieją
na niskich drzewkach, u nas są jeszcze spokojnie zielone.
Przyznaję to otwarcie i z nieskrywaną wdzięcznością. Nie
trafilibyśmy na Brač, przynajmniej w tym roku, gdyby nie nasi
przyjaciele… Iza i Krzyś z Maćkiem i
Konradem (Pamiętacie Mężczyznę, którypiecze drożdżowe ciasto?) Oni przyjeżdżaja tu od 3 lat, zawsze w to samo
miejsce, w gościnę do Blagi i jej rodziny, w małej wiosce o wdzięcznej nazwie
Mirca (około 10 minut drogi samochodem od Supetaru, do którego przybija prom ze
Splitu). Udało nam się spotkac tam na chwilę, gdy zazębiały sie nasze urlopy a losy splatały po raz kolejny, tym razem z dala od naszego ukochanego Szczecina.
to zachwyt, śmiech niespodzianka. Byliśmy, jesteśmy oczarowani. Szlakiem
oliwnym, który zaczynał się niemal tuż pod domem, a którym pędziliśmy na
naszych rowerach z zawrotną jak dla mnie prędkością wzdłuż brzegu aż do
Sutivanu, odkrywając co chwilę urokliwą małą plażę czy zatoczkę. Poranną kawą w
kawiarence, koniecznie z lodami, którymi żonglował zaprzyjaźniony Włoch. Świeżością
i dostępnością warzyw i owoców. Nocami przespanymi na tarasie w ramionach
nieba. Hałasem cykad i nawet deszczem (pierwszym od 3 miesięcy… pewnie przywieźliśmy
go ze sobą z Belgii, nie płacąc cła). Nazwami trudnymi do powtórzenia i raczej
nie do zapamiętania, i od czasu do czasu tymi, które brzmią swojsko, choć znaczą
co innego. Pučišća, Nerezišća, Dol, Škrip, Milna, Lovrećina, Trolokve… chcieliśmy
być wszędzie, ale nie wszędzie się udało. Spróbować wszystkiego. Domowej oliwy od
naszej gospodyni, jej wina, miejscowych specjałów, z których Brač słynie… jak choćby
ciasta z miasteczka Dol, o nazwie Hrapoćuša, które ma zostać wpisane na listę
niematerialnego dziedzictwa kulturowego Chorwacji. Na uwagę zasługują także – jagnięcina
Vitalac, słynny ser kozi, ser wiejski, czerwone wino nazywane tutaj plavac
mali, ciasto z migdałami, czy hroštule.
Dziś rośnie tu ponad milion drzewek oliwnych. Smak tutejszej oliwy jest bardzo
intensywny, głęboki i charakterystyczny, bo delikatnie gorzki. Pieczywo,
mortadela, cedevita, jogurt z pistacjami, ser, ajvar, w którym rozsmakowały się
dzieci, świeże warzywa i owoce, znajdowały się na codziennej liście zakupów. Co
cieszyło mnie ogromnie to fakt, że dzieci bardzo rozsmakowały się w tej naszej
Chorwacji, otworzyły na nowe, nie odmawiając próbowania. Do tego stopnia, że każde
z nich spróbowało nawet młodego rekina, złowionego kilka godzin wcześniej przez
właściciela konoby w Murvicy. Syn pierwszy nie odmówił spróbowania koziego
mleka, przyniesionego przez naszą gospodynię z porannego dojenia. Zaskoczył nas
tym bardzo i ucieszył.
odtwarzam sobie, gdy jest mi źle. Koraliki świateł zasypiającego miasta
nanizane na linię brzegową Splitu. Zejście na plażę ocienioną tamaryszkami. Obezwładniający
lazur zmieniający się w grafit niezmierzonej toni. Cekiny światła na falującej tafli
wody sekundę przed skokiem do wody. Nasze poranne kąpiele w morzu, kiedy wydawało
się, że reszta świata śpi jeszcze, szczególnie te pierwsza w niedzielny
poranek, którą to radość dzieliliśmy jeszcze z naszymi przyjaciółmi.
musimy tu jeszcze wrócić. Takie przynajmniej mamy plany.
Nie mogłam wprost nacieszyć oczu tym widokiem.
słodkie owoce… Nasza gospodyni częstowała nas nimi, gdy szliśmy przygotować
kolację.
Brač oliwkami stoi, a tamtejsza oliwa jest niepowtarzalna w smaku. Nasza
gospodyni podarowała nam oliwę z oliwek rosnących w jej ogrodzie. Także u niej
i w Muzeum Oliwy zrobiliśmy sobie spore zapasy.
Kiwi rosnące w swoim naturalnym środowisku widziałam po
raz pierwszy w życiu. Drzewka o dużych dość rozległych liściach dawały sporo
cienia.
Splitu. Piękny, imponujący widok, bardzo charakterystyczny dla małych miejscowości
rozsianych wzdłuż wybrzeża.
przyszło nam przebywać. Dość strome i
długie zejście do plaży wśród imponujących agaw i zachwycającego lazuru, który
chciałoby się przytulić…
naszym kocu w cieniu drzew piniowych…
powrotnej, jeszcze gdy światło sprzyja precyzji zdjęć, ale jak widać się nie
udało, choć widoki i tak były przejmująco czarowne.
właśnie dokładnie z takiej odległości woleliśmy go sobie obejrzeć. Zbyt mała to
powierzchnia dla tak wielkiej rzeszy turystów zwiedzionych opowieściami o tej
specyficznej plaży.
Granaty. Jeszcze wciąż zielone i niedojrzałe o tej porze roku. Ale
kusiły, oj jak kusiły! Tym bardziej, że spotkać je można było niemal na każdym
kroku.
przesycona smutkiem mała miejscowość. To tutaj spotkać można jeszcze typowe
kamienne zabudowania i domostwa , niektóre – trzeba to przyznać – w opłakanym
stanie.
Muzeum Oliwy było głównym celem naszej wyprawy do Škripu. Byliśmy zachwyceni!
Pasja, z jaką właściciel opowiadał o historii
swojej rodziny, tradycyjnej metodzie wytwarzania oliwy, która, niestety już nie
jest tu praktykowana czy o historii ludzi mieszkających w Škripie jeszcze pół
wieku temu, zmuszonych do opuszczenia wyspy w poszukiwaniu lepszego bytu po
całym świecie, choćby i w Australii.
kiwi czy granatów, nie widziałam dotąd rosnących na drzewie migdałów, które tak
lubimy…
dzieci – miłość od pierwszego wejrzenia. Ku radości mamy! Zajadaliśmy się nimi
do przesytu, który wydawał się niemożliwy do osiągnięcia, a jednak…
Povlja.
Urocze
miasteczko z ciekawą plażą. Warto jest wybrać się tam z puszką kukurydzy, by nakarmić
ryby, które przypływają ławicami. Wielki błękit i wielka otchłań tuż pod
stopami. Robi wrażenie.
Gekony przychodziły na nasz taras wieczorami, na kolacje.
Przysmakiem były ćmy, gromadzące się wokół światła. Synek drugi zaprzyjaźnił się
z jednym z nich.
Chciałoby sie powiedzieć ze znowu tam jesteśmy
zaśpiewnie want you stay … stay with me….
– Ile ja bym za to dala… – westchnela z nostalgia…
Moc serdecznosci, Kochani
I ja… Kocham Chorwację. Od czasu mojego pierwszego tam pobytu zostałam bez sporego kawałka serca… Tęsknię…
Aniu, Chorwacja jeszcze cięgle przede mną… chciałabym tam pojechać ale boję się tych tłumów, rozczarowania, komercji… może lepiej Czarnogóra? zobaczymy.
Aniu,
ja przed wyjazdem nie bylam az tak swiadoma tych tlumow i komercji. Ale jak nasza historia pokazuje, mozliwe jest znalezienie swojego skrawka chorwackiej ziemi i odpoczecia, spedzenia cudownych chwil i nabrania ochoty na wiecej. Zobacz ponizej komentarz od Anonimusa… tam znajdziesz kilka inspiracji godnych rozpatrzenia przed wyjazdem….
Moc serdecznosci
Anna
Kochana! Sama nie wiem co mnie bardziej urzekło, słowa czy obrazy, ale pewne jest, że zerwałaś moje wspomnienia na równe nogi. Chorwacja jest wspaniała, czułam, że się w niej zakochasz od pierwszego wejrzenia, a ona odwdzięczy się kiwi i figami 🙂
Widać, że nazbierałaś tyle pozytywnej energii i słodyczy, że starczy na całą zimę. Oby tylko nie była zbyt sroga.
Mam nadzieję, że wrócicie i że dotrzecie na południe, a potem do Czarnogóry i znów na północ 🙂 Już warto marzyć o kolejnych wakacjach. Ściskam.
Jak Ty mnie dobrze znasz… tylko skad? 🙂
Zdecydowanie tak, skumulowana energia powinna wystarczyc na dlugo… a przynajmniej na tyle takze by rozpalac marzenia o powrocie tam… Czarnogora tez mi sie sni, ale o tym sza na razie… Buziaki
Anna
Tak, tak! Nie można za dużo mówić o tym co się marzy, bo jeszcze ktoś to marzenie ukradnie.
Pięknej środy. Mam nadzieję, że nie toniesz po uszy w mgle jak ja dziś 🙂
Chorwację trzeba zobaczyć i wszystkie inne kraje byłej Jugosławii. To taki turystyczny mus byłej komuny. Dawne republiki są niezwykłej urody. Byłam tam za czasów ancient regime, a wtedy wydawała sie ósmym cudem swiata. Kiedy sie juz zwiedzi wszystkie kraje nad M.Srodziemnym, wtedy nadal kochamy wybrzeże Dalmatyńskie, bo jakby nasze, słowiańskie. Tym bardziej za tamtą okrutną wojnę, za skrzywdzonych Bosniaków i konflikty serbsko-chorwackie. Ja mam szczególną miłość do tamtych rejonów. Z młodości, pamięci ogniokrwistych "narzeczonych" i tamtych niezapomnianych wizyt pod koniec lat 70 i początków 80.
Jak rozne mamy wspomnienia i jak podobne emocje z nimi zwiazane… dziekuje Ci za ten komentarz, rozmarzylam sie bardzo i troszke pozazdroscilam tak kolorowych przezyc w tak nieciekawych czasach… Pozdrowienia serdeczne
ANna
Polecam Ci rejon Omisia na riwierze Makarskiej najpiekniejsza częśc Chorwacji a zjeździłam całą. Jeżeli poszukujesz bardziej odludnych miejsc polecam Ci Marusici a z całkiem odludnych miejscowosc Jezera gdzie nie ma nawet sklepu i do której jedzie się polną drogą ale jest tam przepięknie:)
Makarska wciaz na nas czeka, ale nastepny tam pobyt to juz na pewno czesciowo tam… Bardzo Ci dziekuje za te inspiracje. Najchetniej pojechalabym tam juz teraz, natychmiast… Serdeczne pozdrowienia
Anna
Pospacerowałam, pobyłam z Wami…. Dobrze mi….:) I wspomnienia odżyły… I gaje i woda i taka swojskość tamtych chorwackich miejsc… Ja tam wracam jak do domu, jak do ciepłego ogrodu, który na jakiś czas opuściłam…
Oglądaj te zdjęcia jak za oknem będzie deszcz….:). Dodadzą Ci sił na planowanie następnych podróży i na…. codzienność tę co to wiesz z budzikiem w konflikcie;). Jestem tego pewna:)
:*