Drożdżowe. Malinowo-kokosowe. Najlepsze i na piknik.

 

IMG_3114

 

W czasach kiedy ciasto piekło się na niedzielę babcia zawsze piekła drożdżowe, które zjadała w ciągu następnych dni co do okruszka, z mlekiem lub kawą. Kiedy ją odwiedzałam, zbierała mi z mleka śmietankę do niej. (Mleko przynosiła we wtorki z ryneczku. Przygotowywała też z niego twaróg i masło).  Kruszyłyśmy sobie to ciasto nad maszyną do szycia, przykrytą zawsze świeżym obrusem.
 Pamiętam jeszcze miarowe ruchy babcinych i dziadkowych nóg wprawiających ją w ruch. I uporczywy stukot igły. I nici kołyszące się w tańcu na szczycie maszyny. Tamto ciasto miało wyjątkowy smak. W domu piekło się wtedy murzynki, karpatki, sypany biszkopt z makiem, trójkolorowe ciasto na zimno. Babcia to była tradycja. Torty pieczone na nasze urodziny z tuzina jajek ubijanych na parze. Faworki, które piekła do ostatnich dni swojego życia w ilościach nie do ogarnięcia, makowce na święta i pączki. Nie chodziła na skróty. Nigdy. W żadnej dziedzinie życia. Począwszy od kuchni. Do Kościoła nigdy nie założyła spodni. Choćby w największy mróz i to w nieogrzewanej nigdy Katedrze. Nigdy nie pracowała w niedziele. Budziła się około 4 nad ranem. Nie lubiła spać poza domem. Żeby zasnąć potrzebowała swojej pierzynki. Wyjątki robiła tylko w sytuacjach szczególnych, tak jak wtedy, gdy przyjechała do nas pomagać przy małym synku pierwszym, żebym ja mogła napisać pracę podyplomową. Wkładała mu w nóżki wózka termofor. A tę pierzynkę wiozłyśmy razem naszym starym oplem do Szczecina. Dla niej to musiała być wyprawa. Często wspominała ją w naszych rozmowach. Szczególnie, że wyładował się akumulator, kiedy zatrzymałam się na poboczu nakarmić wyjącego w niebogłosy synka. To były czasy. Ze wspomnień najwcześniejszych pamiętam mój strach, żeby nie pokłóć się szpilką przypiętą do klapy fartucha babci, kiedy przytulała mnie na powitanie. Nigdy się nie ukłułam.Odchodzą ludzie, a z nimi całe epoki zdarzeń, zwyczajów, tradycji i smaków. I nic już nie będzie takie jak wtedy. Za to wspomnienia… one osłodzą tęsknotę.
Już kiedyś pisałam Wam o tym, że pieczenie drożdżowego ciasta było dla mnie przez długi czas sztuką najtrudniejszą i niedoścignioną. Ale w końcu udało mi się, a to które Wam dziś polecam jest jednym z najsmaczniejszych przepisów, jakie udało mi się stworzyć. Polecam gorąco!

 

IMG_3103

 

Drożdżowe. Malinowo-kokosowe 

Składniki:

Na ciasto:
200 g mleka
85 g wody
500 g mąki
20 g drożdży świeżych + 1 łyżka cukru + 1 łyżka mąki
90 g masła
½ łyżeczki soli
6 łyżek miodu
2 łyżki mleka w proszku

Na nadzienie:
100 g suszonej żurawiny
200  g mrożonych
malin
20 g wiórków kokosowych
2 łyżki miodu

Na kruszonkę:
75 g masła
75 g wiórków kokosowych
75 g cukru trzcinowego
2 łyżki mąki
25 g płatków migdałowych
1 łyżka miodu

Przygotowanie:
1. Przygotowujemy rozczyn. 100 ml mleka podgrzewamy. W tym czasie rowcieramy pokruszone drożdże z mąką i cukrem w wysokim pojemniku. Zalewamy ciepłym mlekiem. Odstawiamy przykryte w cieple do wyrośnięcia na około 15-20 minut.
2. Przesiewamy mąkę do miski. Mieszamy ją z solą i mlekiem w proszku. W środku robimy zagłębienie, do którego wlewamy pozostałe mleko, wodę i miód. Mieszamy zagarniając do środka mąkę. Na koniec dodajemy wyrośnięty rozczyn. Rozpoczynamy wyrabianie. Kiedy składniki się połączą dodajemy miękkie masło. Wyrabiamy do uzyskania gładkiego ciasta. Przekładamy je do miski wysmarowanej tłuszczem. Przykrywamy, odstawiamy w ciepłym miejscu na godzinę, do podwojenia objętości.
3. W tym czasie przygotowujemy nadzienie. Do garnuszka przkładamy maliny i pozostawiamy tak na wolnym ogniu. Żurawiny przelewamy wrzątkiem na sicie. Odsączone dodajemy do malin, kiedy tylko puszczą soki. Dodajemy miód, mieszamy. Gotujemy aż część płynu odparuje – owocowa masa powinna być dość zwarta. Na koniec dodajemy wiórki kokosowe. Odstawiamy do wystygnięcia.
4. Przygotowujemy kruszonkę. Łączymy wszystkie składniki oprócz płatków migdałowych.  Kiedy już uzyskamy jednolita masę, dodajemy płatki, wyrabiamy przez chwilę krusząc całość w dłoniach do uzyskania konsystencji kruszonki. Przekładamy do miseczki i wstawiamy do lodówki.
5.  Zależnie od efektu, który chcemy uzyskać możemy wyrośnięte ciasto na tym etapie uderzyć pięścią (by je odgazować) i chwilę wyrobić, następnie wyłożyć w całości do foremki (25-35 cm) wyłożonej pergaminem, posmarować masą owocową i posypać kruszonką. Możemy także, po uprzednim odgazowaniu ciasta rozwałkować je na prostokąt o wymiarach 30×40 cm, posmarować go  masą owocową i zwinąc w rulon, następnie pokroić w plastry i ułożyć w tortownicy o średnicy 30 cm, następnie całość posypać kruszonką. Przygotowane na jeden z dwóch sposobów ciasto pozostawiamy do wyrośnięcia na około 20 minut.
6. W tym czasie nagrzewamy piekarnik do temperatury 175 stopni.
7. Ciasto pieczemy około 20 minut bez nawiewu, ewentualnie pieczemy jeszcze dodatkowe 5 minut z nawiewem, w celu ładnego przyrumienienia.
8. Studzimy przed pokrojeniem.

 

IMG_3111

 

IMG_3122
 Smacznego!
12 komentarzy Dodaj swoje
  1. Anno… powtórzę po raz kolejny. Jak Ty cudownie piszesz.
    I od razu przypomniała się moja Babcia. Kiedy jechało się do niej zawsze na niedziele było ciasto. Na kuchni (opalanej węglem) stała zawsze ciepła kawa zbożowa. Na niedzielę była kaczka. Jak u niej wszystko smakowało. Piękne czasy.
    Teraz z boku patrzę na moją Mamę i moją córkę. Ciekawa jestem czy i ona kojarzy jakies smaki tylko ze swoją Babcią.
    Piekne wspomnienia przywołujesz tym wspaniałym ciastem.
    Pozdrawiam. Hania

    1. Haniu Droga!
      Dziekuje Ci bardzo! Przybywa mi motywacji, kiedy czytam Twoje slowa…
      Masz piekne wspomnienia.
      Wydaje mi sie, ze taka zwyczajna, prosta codziennosc, okreslone rytualy, troska i milosc czy to rodzicow, czy dziadkow zostawiaja w nas tak wiele wrazen, ktore z czasem zmieniaja sie we wspomnienia, ze nie powinnas sie martwic.
      Swoja droga jest cos magicznego w tym, co akurat pozostaje w naszej pamieci…

      Posylam Ci moc serdecznosci

      Anna

  2. Eh chyba moj komentarz sie gdzies zgubil.
    Chetnie bym sie skusila bo wyglada bardzo apetycznie ale w domu poza mna nikt nie je drozdzowych a ja wlasnie postanowilam zgubic pare kilogramow…
    Przy okazji informuje ze ze zgodnie z rada na szkolnej imprezie nabylam czekoldaowe brownie ktore zostalo natychmiast pochloniete w domu przez mojego syna, nie mialam nawet okazji sprobowac! Chocolate coma brownie cookies znikaja rownie szybko 🙂

    1. Droga Aleksandro,
      bylo mi bardzo milo Cie poznac.
      U nas w domu tez tylko ja i cud-maz jedlismy drozdzowe. Ale z czasem dzieciaki dorosly i do tego smaku. I teraz chetnie jedza, im wiecej owocow tym lepiej 🙂
      Warto wiec probowac piec z mniejszych porcji a moze sie skusza…
      Musze przyznac, ze czekoladowego brownie i ja sama nie sprobowalam…
      Widze, ze Twoj syn tak jak i u nas preferuje opcje przede wszystkim czekoladowa… 🙂

      Ciesze sie, ze mialysmy okazje sie spotkac i do nastepnego razu

      Pozdrawiam serdecznie
      Anna

  3. Ile wspomnień w jednym poście… Ile ich przepłynęło przez Ciebie kiedy go pisałaś… Pewnie czułaś Babcię każdą cząsteczką ciała…
    Babcia z zasadami 🙂 😉 :). Twoja Babcia to być KTOŚ dla Ciebie :).

    Rustykalny kawał DOBREGO drożdżowego, to coś czego nigdy nie odmawiam, a… coraz rzadziej się
    zdarza…:(.
    Serdeczności posyłam moja Anno!

    1. A wiesz, kiedy mnie tak cud-maz mnie zapytal, skad taki post akurat teraz, to sama nie wiedzialam… Usiadlam do klawiatury, niczego nie planujac i samo poplynelo (lzy tez, na te wspomnienia, tak miedzy nami…)

      Wiem wiem, domyslam sie – to moze mame namow na drozdzowe 🙂 razem na pewno Wam sie upiecze 🙂

      Buziaki

      Anna

  4. Kokos i maliny pasują do siebie znakomicie 🙂 Ciasto musiało smakować bosko!
    Tak to już jest, że nikt nie żyje wiecznie… A razem z bliski odchodzą pewne rzeczy, których po prostu nie da się zastąpić. Ale, tak jak napisałaś – na szczęście mamy wspomnienia, a tych nikt nam nie odbierze 🙂
    Moja Babcia założyła spodnie raz – na komunię mojej Siostry. Jej młodszy Syn stwierdził, że wygląda jak konduktor (miała granatowy komplet), więc między mszą a przyjęciem zdążyła pojechać do domu się przebrać w spódnicę 😉

    1. Wiesz, w kwestii spodni chodzilo o to, ze do Kosciola kobiecie spodni zalozyc nie wypada… Taka zasada…
      Swoja droga, Twoja babcia to dopiero musiala byc Dama! Ale opowiesc 🙂 Cos w dzisiejszych czasach zupelnie nie do pomyslenia…

      Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie

      Anna

    1. Mozesz pominac – ale w polaczeniu z innymi skladnikami zwieksza efekt smakowy ciasta. Polecam sprobowac, jesli bedziesz miala mleko w proszku pod reka…

      Pozdrawiam
      Anna

  5. Witam, czy świeże maliny też nadają się do ciasta? A gdyby pominąć suszoną żurawinę i dodać więcej malin? teraz sezon na maliny się zaczął wiec chętnie spróbowałabym bo połączenie malin i kokosa jest pyszne:)

    1. Swieze sie nadaja, bez problemu. Suszonej zurawiny bym nie pomijala, daje potrzebna slodycz, a juz raczej nie dodawalabym wiecej malin, to moze byc ryzykowne,

      Zycze powodzenia,

      Pozdrawiam serdecznie

      Anna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *