Książki kwietnia.

Oczywista, acz niezmiennie zaskakująca dla mnie zależność – im więcej czytasz, tym więcej musisz jeszcze przeczytać, sprawdziła się także w kwietniu. Kiedy to odkryłam kolejnego autora – zachodząc w głowę – jak to możliwe, że nie sięgnęłam po niego wcześniej??? Kazuo Ishiguro, noblista od 2017, zwycięzca Bookera od 1989, a ja nic? Ano tak. Przychodzi mi teraz nadrabiać zaleglości. Po „Klarze” na nocnym stoliku czekają „Okruchy dnia”, a ja już się nie mogę doczekać.

„Sen o okapi” Mariana Leky, Wydawnictwo Otwarte 2022

Waryjactwo! Szaleństwo! Jak ta Leky włada językiem! Jak czyni go sobie posłusznym, elastycznym, skłonnym do najdzikszych wygibasów. Porwała mnie językowa wyobraźnia autorki. Nie chodzi tu bynajmniej o zabawy formalne, nie nie –  ale o plastyczność, obrazowość i przede wszystkim – antropomorficzność języka opowieści. Cudo! Skończyłam ją czytać i co dość rzadko mi się zdarza – zaczęłam czytać od początku, by raz jeszcze nasycić wyobraźnię, powrócić do tego świata, sprawdzić, czy czegoś w zachwycie nie przeoczyłam. Oczywiście odrobina realizmu magicznego jeszcze nigdy chyba żadnej książce nie zaszkodziła. No i mamy całość – nietuzinkową, zabawną, wciągającą i wyciskającą łzy, także. Absolutnie do przeczytania! Dopowiem jeszcze, powtarzając za jednym z bohaterów – przeczytajcie koniecznie, bo „musicie wpuścić więcej świata.”

Jeśli to, na co patrzymy przez dłuższy czas, jest czymś ważnym – mówiła Selma – czymś, co jednym ruchem wywraca do góry nogami całe szeroko zakrojone życie, to ów powidokco jakiś czas staje nam pod powiekami. Nawet dziesiątki lat później zjawia się nagle, wszystko jedno, na co człowiek akurat patrzył, nim zamknął oczy. Powidok mężczyzny machającego ręką ten ostatni, najostatniejszy raz zjawia się niespodziewanie, na przykład kiedy przy czyszczeniu rynny komar wpadnie ci do oka. Pojawia się, kiedy chcesz dać oczom trochę odpocząć po długim ślęczeniu nad kompletnie niezrozumiałym rozliczeniem kosztów dodatkowych. Gdy wieczorem siedzisz przy łóżeczku dziecka i opowiadasz mu bajkę na dobranoc, i nie możesz sobie przypomnieć imienia księżniczki albo dobrego zakończenia opowieści, bo jesteś tak straszliwie zmęczona. Kiedy zamykasz oczy, całując kogoś. Kiedy leżysz na leśnej ściółce, na leżance podczas badania, w cudzym łóżku, we własnym. Gdy zamykasz oczy podnosząc coś ciężkiego. Kiedy krzątasz się cały dzień bez przerwy, zatrzymując się tylko po to, żeby zawiązać sobie sznurowadła, i dopiero wedy, z pochyloną głową, spostrzegasz, ze przez calutki dzieńnie przystanęłaś ani na moment. (…) Wciąż i wciąż zjawia się nagle powidok – ten jeden bardzo szczególny obraz. Pojawia się niczym wygaszacz ekranu życia, najczęściej wtedy, kiedy zupełnue się tego nie spodziewasz.

„Romans prowincjonalny i inne historie” Kornel Filipowicz, Wydawnictwo Znak 2018

Mam Ci ja kłopot z panem Filipowiczem. Nie przekonał mnie niestety tom, więc i do zbioru Romans prowincjonalny podchodziłam jak do jeża. I miałam kilka momentów, gdy lekturę chciałam porzucić. Ale wytrwałam i nie żałuję, bo – finalnie – to właśnie Romans zdołał przykuć moją uwagę i porwać. Jest istotnie coś niepokojącego we wrażeniu, jakoby czytało się Trędowatą i jakąś współczesną powieść obyczajową jednocześnie. Te światy gdzieś jakoś się spotykają i dają kojące poczucie, że oto ma się przed sobą historię starą jak świat. I nawet jeśli, w związku z tym doskonale znamy jej zakończenie, to chce się ją czytać. Waszej uwadze polecam jeszcze dwa ostatnie opowiadania z tego tomu. Jak dla mnie jednak – przelotny romans z panem Filipowiczem, zakończony.

„Klara i słońce”  Kazuo Ishiguro, Wydawnictwo Albatros, 2021

Moja pierwsza książka Ishiguro i z całą pewnością – nie ostatnia. Styl prosty i niewymuszony, odrobina realizmu magicznego i ciekawe zagadnienie, któremu pewnie będzie kiedyś trzeba stawić czoła. Dziś nie jest kwestią czy – lecz raczej kiedy – roboty staną się towarzyszami naszej codzienności. Jaki to będzie świat? Urzekła mnie ta książka chyba także sposobem, w jaki opowiadała o problemach współczesnych ludzi przepuszczonych przez perspektywę Sztucznej Przyjaciółki. Zdystansowanym i z lekka uproszczonym, a przez to zyskującym na sile wyrazu. Piękna! I pozostaje w głowie na dłużej.

„Washington Black” Esi Edugyan, Wydawnictwo Świat Książki, 2020

Nie będę ukrywać, że ze względów osobistych do tej lektury przyciągnęło mnie jak magnes jedno magiczne słowo – Barbados. Powiedziałabym jednak, że to opowieść raczej na plażę. Ciekawa. Interesująca momentami. Wciągająca, także. Choć – jakby powiedziała moja psiapsiółka – szału nie ma…

„Kto zabił mojego ojca” Edouard Louis, Wydawnictwo Pauza 2021

Wciągając książkę na swoją listę lektur nigdy nie zwracam uwagi na jej objętość. I dlatego bywa – że przeżywam zaskoczenia. Tak było i w tym przypadku. Ta niewielkich rozmiarów książeczka, do przeczytania maksymalnie w godzinę już na oko wydała mi się – co tu dużo mówić – podejrzana. Że niby taki kolosalny temat w tak krótkiej formie? Mam więc spory niedosyt, a na dodatek teraz zaczęłam zastanawiać się, czy w ogóle warto było zawracać sobie nią głowę? No i nie wiem.

PS. Nawet jeśli króciutki – nie wiem, jak go nazwać – pamflet, w którym obrywa się powojennym prezydentom Republiki Francuskiej, uznaję za całkiem udany. 

to be continued…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *