Książki przeczytane tego lata i w pierwsze jesienne wieczory w przedziwny sposób wpisywały się w rytm naszej codzienności, i miejsc, w których przebywaliśmy. „Kilka dni z życia Alice” to był czas, kiedy bardzo już wypatrywaliśmy urlopu i taka lekka-nielekka lektura była idealna jako przedsmak nadchodzącej laby. Wyprawy nad Bałtyk, Kaszuby … za każdym razem z książką pasującą do kontekstu i nastroju. A potem przyszedł wrzesień, pod rękę z jesienią – z nimi zaś książki idealne na ten czas.
Stałych czytelników Addio pragnę zapewnić, że mimo innego tytułu niniejszy zapis jest kontynuacją cyklu książek miesiąca. Zaległości w regularnej publikacji, sprawiają, że aż wstyd dzisiaj, na początku października, publikować podsumowanie – Książki lipca, sierpnia i września. Sami rozumiecie. Nie zmienia to faktu, że wszystkie one, o każdej porze – zasługują na rekomendację. Zapraszam do lektury.
„Kilka dni z życia Alice” Liane Moriarty, Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2018
To nie jest książka z wyższej półki. Zdecydowanie nie. I jednocześnie wcale nie oznacza to, że nie warto po nią sięgnąć. Wątek główny to opowieść o Alice, która na skutek niegroźnego w sumie wypadku częściowo traci pamięć. Kiedy budzi się po upadku w klubie sportowym nie pamięta ostatnich kilkunastu lat swojego życia i w miarę rozwoju wydarzeń uświadamia sobie, że stała się w tym czasie kimś zupełnie innym, którego działań i motywacji nie rozumie i nie potrafi zaakceptować. Tylko, jak się z tego wyplątać? Jak zmienić – a właściwie naprawić swoje życie i relację z mężem? Gdyby książka nie została mi polecona przez kogoś, kogo opinie sobie cenię – zapewne bym po nią nie sięgnęła. Co więcej wreszcie – gdyby książka Moriarty opierała się tylko na głównym wątku – byłabym z całą pewnością rozczarowana, a jednak! Autorka porusza jeszcze parę innych ważnych kwestii – niepłodności i desperackiego starania się o dziecko, relacji między dorosłym rodzeństwem, dorosłymi dziećmi i ich rodzicami oraz – wątek bardzo zabawny – miłości w bardzo dojrzałym wieku.
„Wyjedź, zanim nadejdą deszcze” Alexandra Fuller, Wydawnictwo Czarne 2016
To kolejna świetna książka z serii Wydawnictwa Czarne, którą przyszło mi przeczytać, a która naprawdę zasługuje na uwagę. Seria „Z Domem” – dodam tytułem dopowiedzenia, cytując informacje Wydawnictwa – to świadectwa dzieciństwa i młodości spędzanych w najróżniejszych zakątkach świata. Już po lekturze „Wyjedź zanim nadejdą deszcze” odkryłam, że to właściwie ostatnia część opowieści Aleksandry Fuller (wcześniejsze to – „Dziś wieczorem nie schodźmy na psy” oraz „Rozmowy pod drzewem zapomnienia”) o jej rodzinie i życiu w Afryce. Tym samy dwie cytowane powyżej pozycje automatycznie wskoczyły na listę – do przeczytania. Bo to piękna, subtelna opowieść-wspomnienie o miłości w kilku jej aspektach, rodzicielskiej, małżeńskiej i o przywiązaniu i miłości do ziemi. W każdym przypadku uczucie to wymagające, pełne pasji, namiętności, domagające się ogromnych wyrzeczeń i poświęceń. To także powieść o poszukiwaniu własnego miejsca, odnajdywaniu swojej drogi i odwadze podejmowania trudnych decyzji. Napisana świetnie, językiem żywym, plastycznym. Prawdziwa, momentami smutna, czasami zabawna, niekiedy szokująca. Polecam gorąco!
„Nie wiedziałam jeszcze wówczas, że zabezpieczenia, których potrzebowałam, są nie do zdobycia. Nie wiedziałam, że od rzeczy, które zrzucą cię z konia, zniszczą, zawrócą z obranej drogi, nie można się ubezpieczyć. „Problemem większości ludzi – powiedział kiedyś tata, niekoniecznie insynuując, że zaliczam się do tej grupy, ale też nie odrzucając takiej możliwości – jest to, że chcą żyć jak najdłużej, nie mając zielonego pojęcia, jak żyć.”
(…)
„A ponieważ to człowiek wynalazł czas, zwykliśmy wierzyć, że wszystko prędzej czy później się wydarzy, podobnie jak pory roku przechodzą wokół kuli ziemskiej bez pośpiechu, systematycznie, po kolei i tak, by można je było zmierzyć. Prawda jest jednak taka, że większość rzeczy, które zmieniają bieg naszego życia, wydarza się w chwilach nieuwagi: smutek rzuca na kolana; strach przeszywa niczym pocisk; miłość pcha nas na nieznane wody. A gdy znajdziemy się w uścisku tych silnych emocji, wymyślamy poparte bardzo słabymi dowodami wyjaśnienia, dlaczego takie uczucia w ogóle się pojawiły, i próbujemy znaleźć sens w nieracjonalnym, wykorzystując cały arsenał usprawiedliwień, przekłamań i rozmyślnie błędnych interpretacji.”
„Amy i Isabelle” Elizabeth Strout, Wydawnictwo Wielka Litera 2018
Jak na każdą książkę Strout i na tę czekałam niecierpliwie, z wielkimi oczekiwaniami. I jak zawsze – nie zawiodłam się wcale. Książka opowiada historię dwóch kobiet, matki i córki. Autorka z wielu elementów konstruuje obraz ich losów i codzienności, zbudowanych na tajemnicach skrywanych przez obie bohaterki. Niezwykła i subtelna to opowieść o trudnej relacji matki i córki, które kochają się i nienawidzą, nie potrafią zrozumieć, błądząc samotnie, osobno, marząc o wielkiej miłości i lepszym życiu. Życiu innym niż to, w małym miasteczku. Jak zawsze u Strout opowieść to oszczędna, operująca prostymi, krótkimi zdaniami, spokojna, niemal – choć tylko z pozoru – beznamiętna. Pod powierzchnią słów krzyczą ludzkie namiętności. Doskonała to Strout, jak zawsze. Polecam gorąco!
„Między falami” Sarah Moss, Wydawnictwo Poznańskie 2018
To książka dużo bardziej wyważona, równa i konsekwentnie dobra od „Nocnego czuwania”. Wciąż czuć pióro Moss, co niewątpliwie stanowi o wartości książki. Główny bohater, Adam – to mężczyzna w średnim wieku, zajmujący się domem tata piszący pracę o katedrze w Coventry. Jak się rzekło – ojciec 2 córek, nastoletniej Miriam i kilkuletniej Rose, mąż swojej żony – Emmy, utrzymującej rodzinę, zapracowanej (a może też – uciekającej w pracę) lekarki internistki. Pewnego dnia Miriam, na szkolnym boisku, traci przytomność, jej serce przestaje bić. Adam odbiera telefon ze szkoły nie wiedząc, że jego życie zmienia się bezpowrotnie, w sposób gwałtowny, nieoczekiwany i nieprzewidywalny. Wszystko to na pierwszych stronach książki, która dalej opowiada o życiu ze strachem i ciągłą niepewnością. O konieczności zbudowania życia, relacji z córkami i żoną, na nowo. Czy to w ogóle możliwe, jeśli jedynym pewnym fundamentem jest strach? „Będziemy musieli zaufać światu. Tak to teraz będzie.” Mamy więc opowieść wiedzioną z męskiej perspektywy, z jego optyką i wrażliwością. W książce Adam jest jednak przede wszystki i najpierw – rodzicem, a jego rozterki, wysiłki i strach mają przecież wymiar uniwersalny. Jest w „Między falami” coś magnetycznego, przyciągającego i intensywnego, co sprawia, że czyta się ją w napięciu, z uwagą. Polecam!
„Cydr z Rosie” Laurie Lee, Wydawnictwo Zysk i S-ka 2017
To dopiero nostalgiczna lektura! Autor wspomina w niej czas dzieciństwa, spędzony w małej angielskiej wiosce tuż po I wojnie światowej. Czyni to z polotem, humorem i fantazją. To powieść autobiograficzna, a w niej – każde słowo i zdanie są jak pociągnięcia pędzla. Lektura to zatem stymulująca i bardzo wciągająca – w dodatku ma ten specyficzny sznyt, charakterystyczny dla czasów, które już nie wrócą. Jest w tej książce magnetyczny uniwersalizm i jednocześnie poruszająca jednostkowość. Na podstawie książki w 2015 roku powstał film, nie obejrzałam go jeszcze, więc nie wypowiem się w tym temacie.
„Pozwól rzece płynąć” Michał Cichy, Wydawnictwo Czarne 2017
To jedna z książek, w której zaznaczyłam sobie niemal każdą stronę. Na każdej bowiem z nich znalazłam cytat wart zapamiętania, ważne zdanie, piękne słowa, do których chciałabym jeszcze wrócić. To bardzo nieśpieszna książka o kontemplowaniu codzienności i uważności, tak bardzo w życiu ważnej, a często pomijanej w pośpiechu spraw i obowiązków. Zdecydowanie nie dla wielbicieli thrillerów, ale – absolutnie – wyjątkowa i poruszająca. Polecam gorąco!
„Podróż. Wielka namiętność współczesnego człowieka. Wybrać się w podróż to jak pójść do restauracji, w której podaje się dania wszystkim zmysłom. W podróży człowiek zauważa więcej. Tak jakby uwaga miała w sobie coś z czujności, alertu i wzmagała się w nieznanym, czyli niebezpiecznym otoczeniu.
Też kiedyś jeździłem i latałem. Chciałem byś wszędzie i zjeść oczami wszystko. A później zdałem sobie sprawę, że wszystko mam tutaj, koło siebie. I teraz ruszam się z domu bardzo niechętnie. Praktykuję starożytną sztukę siedzenia na miejscu, bo ona jest sztuką, tak jak sztuką jest podróżowanie. Sztuka siedzenia wymaga dojścia do ładu z pewną odmianą wewnętrznego niepokoju, który zrywa człowieka z miejsca. Który powoduje, że człowieka nosi. Sztuka siedzenia wymaga wyzbycia się iluzji, że życie jest gdzie indziej.
Sztukę bycia na miejscu zwykli ludzie uprawiają od zawsze. Górale nie jeżdżą nad morze, a rybacy nie jeżdżą w góry.
Gdziekolwiek bym pojechał, zawsze zabiorę tam siebie.
To, co egzotyczne zaczyna się za rogiem. Rzeczywistość jest wszędzie.”
„Sekretne życie drzew” Peter Wohlleben, Wydawnictwo Otwarte 2016
Kolejna pozycja dla uważnych… takich co lubią chodzić po lasach, spacerować po parkach i wypatrywać wiewiórek w koronach drzew. Inspirująca i bardzo ciekawa. Idealna to również książka do wspólnego czytania z dziećmi, uwrażliwianie ich na naturę zaczyna się od wiedzy i świadomości. Ja po lekturze tej książki odczuwam jeszcze tylko większy podziw dla Matki natury i pokorę, bo choć wiemy coraz więcej, wciąż wiemy tak niewiele.
„Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast”, Wydawnictwo Karakter 2016
Słyszałam opowieści o tej książce w radiowej Trójce, jeszcze wtedy gdy autor jeździł po kraju zbierając materiały do niej. Już wtedy zapragnęłam przeczytać rozdział o moim Koszalinie… Dla pokolenia urodzonego we wczesnych latach 70 ta książka jest jak powrót do krainy dzieciństwa. Kiedy nagle okazuje się, że Twoje mieasto już nie jest stolicą województwa, jaszcze jako dzieciak wysłuchujesz dorosłych załamujących z tego powodu ręce. A obok Twojego miasta, status traci jeszcze 30 innych, wszędzie tam ludzie, których ta zmiana mocno dotyka i dotyczy. I nadaje im wspólny mianownik: „A więc fabryka i urząd – bieguny, pomiędzy którymi rozpinają się cała krzywda i tęsknota miast Archipelagu. A tak naprawdę chodzi tylko o to by nie znikać w cieniu tych większych.”
„Twarde światło” Michael Crummey, Wydawnictwo Wiatr od Morza 2018
Michael Crummey to jeden z tych autorów, którego książki kupuje się w ciemno, przeczytawszy jedną tylko, przy założeniu jednak, że tą pierwszą nie będzie „Twarde światło”, ale każda inna polecana już tutaj przeze mnie książka tego autora. Dlaczego, spytacie. Bo „Twarde światło” to jest Crummey, ale zdecydowanie bardziej wyrafinowany, wymagający i nawiązujący stylem i motywami do wcześniejszych swoich dzieł. Trochę pokrętnie zaczynam Was zachęcać, prawda jest taka, że książkę przeczytałam z radością i przyjemnością. I nie mogę się już doczekać kolejnej, choć doprawdy – któż wie, kiedy i czy w ogóle jeszcze takowe powstaną.
„Grząskie piaski” Henning Mankell, Wydawnictwo W.A.B. 2015
Wciąż nie przeczytałam żadnego kryminału Mankella. Za to niebezpiecznie zbliżyłam się do końca jego beletrystycznej twórczości. To nie była łatwa lektura, w sensie świadomości, że autor walki o której pisze, nie wygrał. Ale to, co tak naprawdę dominuje w tej książce to wspomnienia i troska o to, co pozostawią po sobie ludzie. Nieco zdziwiło mnie to ekologiczne zacięcie autora – ale też, zainteresowało. Dla wielbicieli książek Mankella to pozycja obowiązkowa.
„Nigdy nie odnalazłem tego artykułu. Opowiadał o grząskim piasku. O tym, jak pewien mężczyzna, ubrany w mundur w kolorze khaki, ze strzelbą przewieszoną przez ramię i ekwipunkiem, wszedł prosto w zdradliwy piasek i utknął w nim, bez cienia szansy na uwolnienie. Powoli zapadał się coraz głębiej i głębiej. W końcu piasek zasypał mu usta i nos. Mężczyzna był skazany na śmierć. Dusząc się znikał pod piaskiem, aż przestał być widoczny nawet czubek jego głowy. (…) Kiedy dowiedziałem się, że mam raka (…) ogarnęło mnie absurdalne przerażenie na myśl właśnie o grząskim piasku. Wyobrażałem sobie, że mnie pochłania, a ja rozpaczliwie próbuję się z niego wydostać. Paraliżował mnie strach przed śmiertelną chorobą. Zmaganie się z paniką, która odbierała mi siłę do życia, trwało dziesięć dni i dziesięć ledwie przespanych nocy. (…)
Nie dałem się wciągnąć. W końcu wygramoliłem się z krępującej ruchy pułapki i zacząłem analizować to, co mnie spotkało. (…) Pewien jestem tylko tego, że w owym okresie byłem przekonany, iż czas stanął w miejscu. Niczym w jakimś pomniejszonym, skurczonym wszechświecie, cała rzeczywistość sprowadzała się do jednego punktu. Nie istniało żadne „dawniej” ani „później” – tylko tu i teraz. Byłem człowiekiem, który uchwycił się krawędzi śmiercionośnej piaskowej pułapki.
(…) zacząłem czytać książki o grząskim piasku. I dowiedziałem się, że opowieści o grząskiej pułapce gotowej zabić człowieka to bajki, a opisywane w książkach przerażające sceny zostały zmyśłone. Na jednym z holenderskich uniwersytetów zadano sobie nawet trud udowodnienia tego w praktyce.
Mimo to do dziś porównuję moją chorobę do grzęźnięcia w piaszczystej pułapce.”
„Jedyna historia” Julian Barnes, Wydawnictwo Świat Książki 2018
Ojojoj… okładka tej książki przewinęła się przez większość Instagramowych profili książkowych, które obserwuję. Odczuwałam więc opór, by sięgnąć po nią wcześniej. Bałam się, że powtarzające się wszędzie zachwyty to efekt sprawnej kampanii promującej książkę. Ale są takie polecenia, które nie podlegają dalszym dywagacjom. W końcu – historia stara jak świat, opisana i przerobiona tryliony razy. Jednak – nie żałowałam zakupu już po pierwszej stronie. Książkę pochłonął tuż po mnie cud-mąż. A to już jest rekomendacja, że ho ho! Wierzcie mi. Jeśli lubicie świetne pióro, dystans i nietuzinkowość – przeczytajcie „Jedyną historię”, zostanie z Wami na dłuższy czas.
„Tak to jest w życiu. Wszyscy po prostu szukamy sobie bezpiecznego miejsca. A jeśli go nie znajdziesz, musisz nauczyć się zabijać czas.”
„Pieśń koguta” Viktor Fischl, Wydawnictwo Czytelnik 2016
To normalne, że książkę którą akurat czytasz, nosisz cały czas przy sobie, w torebce. Ale, że nosisz ją ciągle ze sobą nawet wtedy, kiedy już skończyłeś ją czytać? Dobrych kilka dni wcześniej? I to wcale nie dlatego, żeś gapa? Jeśli napiszę, że to książka dla starszych osób – to może to zabrzmieć co najmniej dziwnie, prawda? Ale jest w niej magnetyzm, któy z całą pewnością poczują czytelnicy około 40, kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać, co dalej? Jak to będzie później? I jak żyć, budzić się każdego dnia ze świadomością, że czasu coraz mniej pozostało i w dodatku – coraz trudniej o akceptację takiej sytuacji, o pogodę ducha w obliczu umykającego czasu. Powiem Wam już tylko, że to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam ostatnio, a może w ogóle… I dorzucę jeszcze jedno słowo – Wygrana! Do przeczytania zatem – koniecznie!
„- Wygrana! – znów woła Pedro. – Wygrana! – A w chwili, w której spostrzega, że stoję w oknie, przylatuje do mnie z płotu.
– O co tyle hałasu? – pytam go, drobiąc chleb i sypiąc ziarno na parapet.
(…)
– Piękny poranek. Piękny dzień.
– Dzień jak co dzień – odpowiadam, nalewając do szklanki zimne mleko i zagryzając posmarowaną masłem pajdą chleba.
– Nie, nie – upiera się przy swoim. – Dzisiejszy dzień jest piękniejszy niż wczorajszy. Jutro zaś będzie piękniejsze niż dziś.
– Powtarzasz to zawsze, czy słońce, czy gradobicie, czy świat rozkwita, czy też leży pod śniegiem. A idź ty z tym swoim wiecznym: Wygrana! A idź ty z tym swoim: Dziś jest piękniej niż wczoraj.
– A jednak to ja mam rację, a nie ty ze swoim: Dzień jak co dzień – odpłaca mi tą samą monetą. – Dziś jest piękniejsze niż wczoraj, ponieważ dziś jest, a wczoraj już nie ma – znów się rozgdacze zwycięsko, jak gdyby się ze mnie wyśmiewał.”
„Zbiornik 13” Jon McGregor, Wydawnictwo Czytelnik 2018
Niezwykle wymagająca to lektura. Książka, której nie czytamy z doskoku, dwa przystanki metra i wracamy do niej następnego dnia. Wymagająca to forma, bo by poczuć i zaakceptować rytm tej opowieści trzeba czasu. Mam świadomość, że przez specyfikę formy książka to trudna, jednak czas jej poświęcony pozwala dostrzec tak wiele, wyćwiczyć się w uważności, zatrzymać. I przestać poszukiwać odpowiedzi za wszelką cenę, bo – być może nie chcemy jej poznać.
„Żar” Sándor Márai, Wydawnictwo Czytelnik 2015,
I znów niewielka książka opowiadająca historię starą jak świat. Za to – jak opowiada! Męska przyjaźń, miłosny trójkąt. To już przecież było! Przypomina mi „Żar” klasyków i jednocześnie jest w niej coś absolutnie oryginalnego. Opowieść generała czyta się niemal jednym tchem, dajemy się jej pochłonąć bez oczekiwania na znalezienie odpowiedzi, która to chęć wygasa z każdą kartką. Mistrzostwo!
„Człowiek starzeje się powoli: najpierw starzeje się jego ciekawość ludzi i chęć życia, wiesz, powoli wszystko staje się takie oczywiste, poznajesz sens wszystkiego, wszystko się powtarza, tak okropnie i nudno. To także starość. Kiedy już wiesz, że szklanka nie jest niczym innym, jak tylko szklanką. A człowiek, biedny człowiek, niczym innym jak tylko człowiekiem, śmiertelnym, cokolwiek by robił… Potem starzeje się twoje ciało; nie od razu, nie, najprzód starzeją się twoje oczy albo nogi, albo żołądek i serce. Tak starzeje się człowiek, w częściach. Po czym naraz zaczyna starzeć się twoja dusza; bo ciało daremnie pada i psuje się – dusza wciąż jeszcze pragnie i wspomina, szuka i raduje się, pragnie radości. A kiedy mija to pragnienie radości, nie pozostaje nic innego, tylko pamięć i próżność; i wtenczas starzejesz się naprawdę, ostatecznie i nieodwołalnie. Pewnego dnia budzisz się, przecierasz oczy: już nie wiesz, dlaczego się obudziłeś. To, co pokazuje słońce, znasz dokładnie: wiosnę albo zimę, dekoracje życia, pogodę, porządek dnia. Już nie może się zdarzyć nic zaskakującego, nie zaskakuje nawet coś nieoczekiwanego, niezwyczajnego, budzącego grozę, ponieważ znasz każdą szansę, na wszystko już liczyłeś, nie czekasz już na nic, ani na złe, ani na dobre… to właśnie jest starość. Coś jeszcze żyje w twoim sercu, jakieś wspomnienie, jakiś mglisty cel, chciałbyś kogoś ponownie zobaczyć, chciałbyś coś powiedzieć, czegoś dowiedzieć się i wiesz dobrze, że pewnego dnia nadejdzie ta chwila, i wtedy raptem poznanie prawdy i reakcja na nią nie będą już aż tak ważne, jak sądziłeś w ciągu tych lat oczekiwania. Człowiek powoli pojmuje świat, po czym umiera.”
cdn.
Bardzo dziękuje ponownie za recenzje wiele z tych książek przeczytam chętnie często korzystam z pani sugesti i powiem szczerze żenigdy się nie zawodzę . Dziękuje i pozdrawiam
Kasiu,
dziekuje za ten komentarz, bardzo sie cieszę i polecam na przyszlosc 🙂
Pozdrawiam Cie serdecznie
Anna