Książki września.

Wysłuchałam ostatnio w radiu Nowy Świat rozmowy Elizy Michalik z Zygmuntem Miłoszewskim, w którym określił sam siebie jako ćpuna fikcji, w tym kontekście mówił także o ucieczkowości. Uzmysłowiło mi to ostatecznie moją motywację do przedkładania fikcji nad literaturę faktu. I owszem zdarza mi się czytać dobre reportaże, ale stanowią one niewielki procent wszystkich moich lektur. Tak więc i ja – poczułam się zachęcona do złożenia oficjalnej tutaj deklaracji. Tak! Jestem ćpunką fikcji 🙂

A we wrześniu – to był dopiero haj… Nawet jeśli czasu nagle zaczęło brakować na książki i na wszystko. Coś jednak czuję, że jesień będzie piękna. Książkowo przynajmniej. Zapraszam do lektury 🙂

 

Jakub Małecki „Rdza”, Wydawnictwo SQN, 2020
Jakub Małecki nigdy mnie nie zawiódł. Zdołaliście się już zorientować, że każdego miesiąca  w moich zestawieniach książkowych pojawia się jedna pozycja tego autora. Dawkuję sobie tę przyjemność, bo to niezmiennie są wyjątkowe chwile. „Dygot” pozostaje jak dotąd moim numerem jeden ale i „Rdza” stoi w najbliższym pobliżu tego jedynego miejsca na podium, które liczy się najbardziej. Piękna, wzruszająca i rozczulająca. A w kolejce na półce na najbliższe miesiące aż do końca roku już czekają kolejne dzieła autora.
To jest bardzo dobrze, że ty się boisz. Jak byłam mała i wracałam po ciemku ze szkoły, to też się zawsze bałam, że coś na mnie z krzaków przy drodze wyskoczy. Tak już mi na zawsze zostało. Starczy dźwięk, to podskoczę. Ale to dobrze, Szymuś. Bo co to jest za wielka sztuka chodzić po ciemku, jak się ciemności nie boisz? Sztuka jest chodzić po ciemku, jak się od tego cały człowiek trzęsie. To jest wielki szczęście, bać się, Szymuś. Tylko wtedy można pokazać, że jest się odważnym.”

 

Ann Patchett „Dom Holendrów”, Wydawnictwo Znak litera nova, 2021

Wszystko mnie w tej książce pociągało i przywoływało od samego początku. Okładka, tytuł, a potem fakt, że była nominowana do Nagrody Pulitzera. I ten magnetyzm znalazłam także w środku. Rodzina. Temat nie do wyczerpania. Dom, korzenie… Tyle o nich już napisano. Więzi, potrzeba miłości i akceptacji. Wszystko to znajdziecie w „Domu Holendrów.” Absolutnie polecam.

 

Elif Shafak „10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie”, Wydawnictwo Poznańskie 2020
Naukowcy z różnych uznanych na świecie instytucji zaobserwowali ciągłą aktywność mózgu ludzi, którzy dopiero co zmarli; w niektórych przypadkach trwało to ledwie kilka minut. U innych jednak nawet dziesięć minut i trzydzieści sekund. Co działo się w tym czasie? Czy zmarły wspominał przeszłość, a jeśli tak, to które jej fragmenty i w jakiej kolejności? Jak umysł mógł zmieścić całe życie w czasie wystarczającym do zagotowania wody w  czajniku?”
Nie była to łatwa lektura. A jednak w jakimś sensie krzepiąca. Zupełnie tak, jakby lektura, strona po stronie, była ulgą w żałobie, którą w jakimś sensie przeżywa także czytelnik w chwili, gdy umiera główny bohater. Nie przestawałam się zastanawiać, co doprowadziło Leilę do miejsca, w którym odnajdujemy jej ciało i działąjący wciąż jeszcze mózg. Co takiego musiało się wydarzyć w jej życiu?
Po lekturze – zainteresowana autorką, poczytałam sobie trochę w internetach. I trafiłam na jej Ted Talks, polecam Wam szczególnie choćby ten https://www.ted.com/talks/elif_shafak_the_politics_of_fiction
Polecam bardzo!

 

Grażyna Plebanek „Bruksela. Zwierzęcość w mieście”, Wydawnictwo Wielka Litera 2021
To moja druga pozycja ze świetnej serii Wielkiej Litery „Podróż Nieoczywista”. Percepcja trochę inna niż w przypadku „Lizbony” – miasta, które pokochałam kilka lat temu i do którego tęsknię, bo w Brukseli przyszło mi żyć i przyjmować ją z dobrodziejstwem (nomen omen) inwentarza. W założeniu – miałam sobię tę książkę poczytać tak z ciekawości, przejrzałam spis treści i pomyślałam, że zacznę gdzieś w środku i powybieram to, co interesuje mnie najbardziej. Z jakiegoś jednak powodu, zaczęłam klasycznie – od pierwszych stron i przepadłam, bo porwała mnie ta opowieść i nie mogłam się oderwać. Fajnie się Brukselę oczami Plebanek ogląda i słucha o niej opowieści. Bo chyba w ogóle fajnie się czyta o miejscach, które przemierza się niemal codziennie, które się zna – a jakby jednak nie do końca i czegoś nowego się człowiek o nich dowiaduje. Więc tak sobie myślę – że dla tych którzy tu mieszkają lub mieszkali czy będą mieszkać to – moim zdaniem lektura obowiązkowa, dla pozostałych – tych przyjeżdżających z wizytą lub ją planujących – uzupełniająca 😉 Jeden bemol – mam wrażenie, że autorka ma małą obsesję na punkcie Senne, co w sumie trochę jednak mi w pewnym momencie zaczęło przeszkadzać. Ale i tak – patrz powyżej – naprawdę polecam!

 

Bill Clegg „Koniec dnia”, Wydawnictwo Pauza 2021

Jeśli jesteście czytelnikami długodystansowymi, którzy książkę czytają przez miesiąc, po trochu, po kilka stron – to chyba jednak nie jest książka dla Was. Sposób prowadzenia opowieści, losy bohaterów – powodują, że przy dłuższych przerwach możemy się pogubić. Ja brnęłam w lekturze, choć miałam świadomość, że mogą znaleźć się tacy, którzy nie dotrwają momentu, gdy wszystko się wreszcie połączy i wyjaśni. Pod sam koniec zdałam sobie sprawę, że właściwie wcale mnie to już nie interesuje, przestałam się w losy bohaterów angażować emocjonalnie. I w sumie – to może wyglądać tak, jakby ta książka zupełnie mi się nie podobała, ale to jednak nie jest prawda. Wręcz przeciwnie. Może po prostu – autora przerósł pomysł na opowieść, ciekawą i wciągającą, ale zabrakło narzędzi, albo czasami było ich po prostu za dużo. Niektóre opisy były zupełnie zbędne, czasami niepotrzebnie długie, a czasmi trafiała się piękna, lapidarna metafora, więc może jeszcze nie skreślajmy Billa Clegga…

 

cdn…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *