No dobrze. Sama sobie w końcu musiałam wyznaczyć deadline, którego na pewno nie przekroczę, choćby nie wiem co. Wolę się nie upewniać, żeby się nie przerazić, ale wydaje mi się, że to już prawie 3 tygodnie minęły od ostatniego wpisu… Tłumaczenie się brakiem czasu wydaje się beznadziejnie banalnym usprawiedliwieniem. I też – po dłuższym zastanowieniu stwierdzam – że to niekoniecznie on leżał u podstaw problematycznego (szczególnie w tej chwili) milczenia. A przede wszystkim – zła jego organizacja i ogólne nieogarnięcie postpandemiczne.
Nie wiem, jak Wy, ale ja zupełnie nie potrafię odnaleźć się w rzeczywistości postcovidowej. Po pierwsze dlatego, że nie mogę odnaleźć rytmu, a co za tym idzie wprowadzić jakiegoś porządku, który pomógłby mi usystematyzować plany i skorelować je z działaniami. Dni tygodnia, który jeszcze tak niedawno, bo w lockdownie – straciły na wadze, zaczynają odzyskiwać wartość przyziemno-praktyczną, przy czym wciąż gdzieniegdzie przeplatają się z czasem, gdy dane nam jest jednak popracować z domu, w kapciach. (O kapciach wspominam nie bez przyczyny – pierwsze dna dni spędzone w biurze okupiłam uciążliwym bólem stóp – a wcale w zabójczych szpilkach nie występowałam ;-))
Po drugie dlatego, że odnoszę wrażenie (podszyte niemal absolutną pewnością), że nie tylko ja tak mam. Wszyscy jesteśmy pogubieni. Tylko, że jedni błądzą jak lunatycy, inni, boksują się z nowo zastałym porządkiem, kląc na czym świat stoi, a jeszcze inni – w tym chyba ja – starają się uważnie, acz nie bez poczucia zagubienia, znaleźć dla siebie w tym wszystkim miejsce.
Co do tych boksujących się – wydaje mi się, że mają swoją silną reprezentację za kółkami dwuśladów, które stoją w korkach, gdziekolwiek nie odwrócę głowy. Nie wiem, czy dotyczy to tylko Brukseli, czy także innych miast i z czego wynika, ale jest odczuwalne aż nadto i obraca się przeciwko – rowerzystom – takie mam wrażenie. Przesiadłam się na rower w drodze do i z pracy z bardzo wielu powodów, choć jednym z nich, najważniejszym, jest wielka frajda (mimo wszystko), jaką mam jadąc rześkim porankiem, opłotkami, lasem i parkiem, mając na odsłuchu moje ukochane radio Nowy Świat. Ale ilekroć wjeżdżam do miasta, na bardzo krótkim odcinku jestem otrąbiana, okrzyczana i patrzę na niespotykaną tu wcześniej nieżyczliwość człowieka do człowieka.
Nie wiem, jaką nową normalność uda nam się wykuć z tego, co się właśnie dzieje – i choć chciałabym nie stracić optymizmu, to zaczynam się obawiać.
A może wszyscy potrzebujemy czasu, żeby to sobie na nowo poskładać? Obyśmy dobrze odrobili tę lekcję.
Tymczasem – kiedy już docieram do domu po pracy – jest już wieczór i robi się ciemno, a cud-mąż patrzy na mnie i śmieje się kiwając głową – Ojojoj, źle zainwestowane żebro… I wtedy tylko jego cudowne poczucie humoru i zielona herbata lub – od czasu do czasu – kieliszek wina i książka, koją moje nerwy.
Jeszcze się kiedyś odnajdę 🙂
Tymczasem – jedna rzecz w domu się nie zmienia – słój z granolą musi być pełen, zawsze, choćby nie wiem co.
A więc weekend w weekend, dwie blaszki lądują w piekarniku, a potem stygną, zyskując na chrupkości – przed wylądowaniem w słoju, systematycznie opróżnianym przez syna drugiego.
A on – najbardziej lubi czekoladową. Dlatego nowy przepis poniżej. Ta wersja bardzo mi odpowiada, bo jest niekoniecznie słodka, lekka, chrupka i sypka – osobiście taką lubię najbardziej.
Tych, którzy czekają na podsumowanie książkowe września, pragnę uspokoić, że układa mi się już w głowie i pojawi się tu wkrótce.
Nowa granola czekoladowa
Składniki:
2/3 szkl.* orzechów włoskich
2/3 szkl. orzechów laskowych
2/3 szkl. orzechów pekan (można zastąpić migdałami)
2/3 szkl. słonecznika
2/3 szkl. sezamu
5 szkl. płatków owsianych
1/2 szkl. mleka roślinnego
3/4 łyżeczki soli
1 łyżka oleju kokosowego
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej (w proszku), można zastąpić kawą zbożową lub pominąć
4 łyżki miodu lub syropu klonowego
3 łyżki kakao dobrej jakości, bez cukru
Przygotowanie:
- Nagrzewamy piekarnik do 175 stopni.
- Wykładamy blaszki papierem do pieczenia. Wysypujemy na nich płatki owsiane. Opiekamy 15 minut.
- W tym czasie siekamy orzechy.
- Uprażone płatki owsiane mieszamy dokładnie z orzechami, sezamem i słonecznikiem. Wstawiamy z powrotem do piekarnika i opiekamy przez 15 minut.
- W tym czasie w garnku rozpuszczamy mleko, olej, miód, kawę, sól i kakao – do uzyskania jednolitej masy. Studzimy.
- Kiedy orzechy w piekarniku się zrumienią a całość będzie pachniała orzechowo, polewamy je masą kakaową, łączymy dokładnie i pieczemy jeszcze przez około 15-20 minut do ładnego zrumienienia.
- Wyjmujemy z piekarnika, pozostawiamy do całkowitego wystudzenia na blaszkach. Następnie przekładamy do szczelnie zamykanego pojemnika.
*szkl. o pojemności 250 ml
Smacznego!
Weszłam na pani bloga pamiętając przepis na czekoladową granolę. Czytam post i oprócz listy zakupów do nowego przepisu łapię myśli. Myśli o tym, że Belgia to dla mnie idylliczne wspomnienie studenckiej wymiany. I kiedy już mam dość Polski, myślę jakby to było wyprowadzić się daleko, np tam. Ale być może „tam” też się zmieniło, może wszyscy, jako świat, jesteśmy inni i trzeba to tylko przeczekać 🙂 Dziękuję za szczerość 😉
Przepraszam, ze odpisuje tak pozno.
Zrobilam to juz jakis czas temu, ale wyrwana do czegos pilnego od komputera nie kliknelam wyslij i tak to sobie ucieklo…
Wiem jedno, ja – ktora o powrocie do Polski mowilam od lat – dzis sobie tego powrotu nie jestem w stanie wyobrazic. Nie do takiej Polski, niestety.
Jestem takze swiadoma, ze i Belgia nie jest idyllicznym miejscem do zycia, ale o niebo lepszym jednak, jesli przyjrzec sie temu co dzieje sie wokol i temu, w jakim kierunku zmierza sytuacja w Polsce. WIem, ze to nie brzmi zbyt dobrze. ALe obawiam sie, e optymizm to towar jesli nie – deficytowy, to z cala pewnoscia – luksusowy…
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Ania