Opowieści z Lizbony, część 3.

IMG_8098
To nie na Targu Złodziei. Wiatr przywłaszczył sobie słowa płynące sznureczkami zdań na Cabo da Roca. Wycieczka, pomyślana jako sielankowa wyprawa niedzielna, zamieniła się w walkę z żywiołem na krawędzi lądu i oceanu. Lądu, opadającego z imponującą dezynwolturą ponad 140 metrów w dół.  Ale to było też kolejne miejsce na portugalskiej ziemi, gdzie wyrażenie „oddychać pełną piersią” zyskało na pojemności.
I tylko szkoda było, że wiatr zwyczajnie nas stamtąd wygonił. I nie było jak posiedzieć sobie nad przepaścią i podumać na tym najdalszym zachodnim skrawku starego kontynentu.
Lizbona – Sintra – Cabo da Roca – Cascais – Lizbona…
W „Muzyce moich ulic” Marcin Kydrynski wspominał swoje spotkanie z Carlosem do Carmo. „Carlos mówił o nowym projekcie z entuzjazmem, ale nie wydawał się w dobrej formie. Jakby powoli wycofywał się z życia, ustępując miejsca innym, młodym artystom. Mówił sporo o Bernardo Sassettim, wybitnym pianiście jazzowym, z którym niewiele wcześniej nagrał wspólny album. Widział dla niego wielką przyszłość, już nie w Portugalii, gdzie Bernardo osiagnął wszystko, ale na całym świecie. Miesiąc później Bernardo Sassetti spadł ze skały w pobliżu Cascais. Fotografował. Potrzebował pejzaży do książeczki swojej nowej płyty.”
Cofnąć się muszę w czasie, co przecież w cyberprzestrzeni słów uchodzi na sucho, żal byłoby nie skorzystać. I opowiedzieć  o wspomnianej już sielankowej niedzielnej wyprawie od początku. Pośród wymienianych jednym tchem lizbońskich „must to see” plątała się zawsze Sintra. Pomyśleliśmy więc, że dobry to pomysł nabrać dystansu do Lizbony i zatęsknić do niej, nie ryzykując popadnięcia w wielką nostalgię, wszak to zaledwie 30 i kilka kilometrów oddalenia…
Podróż rozpoczęta w neomanuelińskiej scenerii dworca w Rossio (Estação de Caminhos de Ferro do Rossio) zapowiadała się ekscytująco. Tymczasem, przyzwyczajeni do wszechogarniającego ciepła jeśli nie gorąca, ubrani naiwnie lekko, zastygliśmy w bezruchu na przystanku autobusu, który ze stacji miał nas zawieźć do Pałacu Monserrate. Na zwiedzanie wszystkich zamków i pałaców w Sintrze trzeba byłoby poświecić zapewne minimum 3 dni. Mając do dyspozycji kilka godzin ledwie, zdecydowaliśmy się na najbardziej kameralny (kto widział, ten wie, jak bardzo słowo to w tym kontekście zgrzyta) pałac Monserrate.
Zwiedzałam kuchnię i bibliotekę pałacu we szczególnym zaangażowaniem. Te dwa miesjca w każdym domu uważam za kluczowe dla zrozumienia kontekstu domowego zacisza. Potem ogrody zaaranżowane z rozmachech i wyobraźnią godna Francisa Cooka. Żal było opuszczać Sintrę.
Na krawędzi Cabo da Roca nuciłabym sobie Annę Marię, gdyby nie wspomniany wyżej impertynent wiatr. Uciekaliśmy stamtąd oszołomieni potęgą żywiołów, w stronę Cascais, które mnie… rozczarowało. Może po prostu inaczej sobie to wyobrażałam? Te tłumy, hałas, rozgardiasz na plaży, a wzdłuż niej przypadkowe cuda współczesnej architektury. A może trzeba było dać sobie
więcej czasu i nie oceniać tak pochopnie? Pewnie tak… albo przyjechać wiosną i posnuć się jak duch na promenadzie ze wzrokiem zawieszonym na krawędzi oceanu?
Świadomość, że to ostatnia część moich opowieści z Lizbony, przytłacza smutkiem. Oznacza zamknięcie tego rozdziału. Nie wiem, kiedy znowu uda mi się sięgnąć po tę książkę. Od dawna należy do moich ulubionych.
A przecież wspomnienie spóźnionego poranka spędzonego na Miraduro da Gracia wciąż takie intensywne jak portugalska kawa. Po niej żadna inna nie smakuje tak samo. Choć kawoszem, jak już wiecie, nie jestem.
I stara przystań, początek i koniec każdej podróży, kiedyś i dzisiaj, zostawiłam tam wspomnienia beztroskich lizbońskich chwil i kilka, mam nadzieję, sytych, choć na chwilę, gołębi.
To jest dokładnie ten moment, kiedy wspomnienia są wciąż tak żywe, że opuszki dłoni cierpią na samą myśl o dotyku strun. Na lotnisku w Brukseli powita nas cisza. Zaśniemy słuchając fado z płyt kupionych w lizbońskim Fnacu. Poranek w pracy rozjaśni śpiew Anny Marii.
Słowa podziękowania należą się przede wszystkim Marcinowi Kydryńskiemu, za jego wrażliwość i pasję, z jaką odkrywa Lizbonę dla siebie i dla innych, za wszystkie niedzielne siesty i „Muzykę moich ulic”. Krzysztofowi Gierakowi, autorowi bloga infolizbona – za informacje, które po wielekroć okazały się absolutnie pomocne. Znajdziecie tam wiele wskazówek i inspiracji
oraz prowdopodobnie odpowiedź na każde pytanie, jakie postawicie autorowi. Jeśli wybieracie się do Lizbony czy w ogóle do Portugalii, zajrzyjcie tam koniecznie.

Na koniec Tobie, jesteś moją Lizboną, wiesz? Dziękuję.

 

„Nie lękaj się – tylko stawiaj żagle.

I płyń – pewnie i odważnie.
Bo nie warto żyć
inaczej.
(…)
Jeżeli przyjdzie ci
Żeglować długie lata
Z wdzięcznością witaj pojedyncze dni

A przekonamy się,
Czy za lustrami świata,
Są nowe ziemie, czy…
Nie ma nic. „

 Anna Maria Jopek « Cabo da Roca » 

IMG_7833
Na pierwszym zdjęciu plaża w Estoril. Tu Mouraria. Sobota wieczór. Bawią się wszyscy.

 

IMG_7926
Pałac Monserrate w Sintrze.
IMG_7931
Kuchnia pałacu w Monserrate.

 

IMG_8340

 

IMG_8342

 

IMG_8274
Graça.

IMG_8212

Skwer przy Miradoura Da
Graça.

 

IMG_8222

 

IMG_8196
Widoki z Miradoura Da Graça.

 

IMG_8188

 

IMG_8191

 

IMG_8169
Pani motorniczy w tramwaju 28E. Poniedziałkowy kurs. Wpięła sobie we włosy kwiat i zabrała do pracy dzieci, którym na przystankach pomagała w rozwiazywaniu krzyżówki. Synek obwieszczał pasażerom nazwy kolejnych przystanków.

 

IMG_8108
Stara przystań u stop Praça do Comércio.

 

IMG_8123

 

IMG_8087
Widok z promenady w Estoril na Cascais.

 

IMG_8002
Cabo da Roca.

 

IMG_8007

 

IMG_7994

 

IMG_8055
3 komentarze Dodaj swoje
  1. Nad głową stada gwiazd,
    Jak opiekuńcze oczy.:)

    I nie oglądaj się, ale płyń.

    Wszystkie zdjęcia piękne, ale ostatnie C U D N E…! Takie pełne wolności 🙂
    Ty wiesz, że u mnie płyta Ani spowodowała tęsknotę do Lizbony? 🙂
    Wydaje mi się, ze rozczarowań doznać można częściej latem, kiedy turystów dużo więcej. Może poza sezonem (chociaż, czy w Lizbonie jest coś takiego jak czas poza sezonem…???) jest inaczej – spokojniej, dostojniej i tak, jak oczekujemy…
    Buziaki, Słoneczna Pani Ty moja!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *