Kiedy Agata zapowiada, że w poniedziałek przyniesie do pracy rogaliki, to wiadomo, że najrozsądniej byłoby zacząć pościć już w piątek. Oczywiście, to raczej zamysł z gatunku mission impossible. I później człowiek chodzi po korytarzach i słyszy tu i ówdzie – I hate you! Please don’t ever bring them again. Bo one są po prostu tak dobre, że nie można poprzestać na jednym. A kiedy już się zacznie, to – póki dna nie widać…
I choć mamy w naszym domu swoje ulubione i na blogu pojawiło się kilka przepisów na rogaliki w przeróżnych wydaniach, to musiałam w końcu zamieścić i ten przepis. A przy okazji wyszła na jaw pewna zabawna historia.
Na prośbę o przepis Agata wysłała mi zdjęcie z zeszytu. A tam – jak byk stało 60 dkg świeżych drożdży. Po uważnej analizie doszłam do wniosku, że to jednak zdecydowanie „to much”. Chwytam za telefon i podpytuję, a Agata kompletnie nie wie, co ja do niej mówię. Ale jak to – mówi – ja dodaję od zawsze 6 g!
Ok, w takim razie zsynchronizowałyśmy wysiłki poznawcze zerkając na zdjęcie i kartkę i co się okazało? Z której strony by nie patrzeć, tradycyjna matematyka sugeruje, że 6 dkg (jak napisano) to jednak mimo wszystko i bez wątpliwości – 60 g.
Poniżej znajdziecie salomonowe, jak sądzę rozwiązanie kwestii drożdżowej. W moim wydaniu delikatnie podrastają, a w dniu pieczenia są chrupiące z wierzchu. Polecam gorąco!
Krucho-drożdżowe rogaliki z Lipowej
Składniki:
500 g mąki tortowej
250 g masła*
2 łyżki cukru
60 g świeżych drożdży*
1 szkl. gęstej kwaśnej śmietany*
2 żółtka
1 jajko
szczypta soli
konfitura różana – najlepsza
Przygotowanie:
- Drożdże rozrabiamy łyżką z cukrem – do uzyskania papki. (Jeśli używacie drożdży w proszku, ja zasypuję je najpierw cukrem, mieszam, zalewam jogurtem/śmietaną i mieszam ponownie do dokładnego rozpuszczenia i dopiero potem dodaje do pozostałych składników).
- Pozostałe składniki łączymy w misce, dodajemy drożdże, wyrabiamy.
- Przykrywamy i wstawiamy ciasto na 2 h do lodówki.
- Po tym czasie rozwałkowujemy dość cienko, przykładamy okrągły talerz, przez pomocy którego wykrawamy koło, które nożykiem – zależnie od wielkości talerza i porządnej wielkości rogalików dzielimy na równe trójkąty – jakbyśmy kroili pizzę, na 4 lub na 6 części.
- Na każdą tuż przy podstawie nakładamy małą porcję dżemu / konfitury. Zwijamy. Układamy na blasze, zachowując odstępy – w trakcie pieczenia rogaliki zwiększają objętość.
- Pieczemy w 180 stopniach bez nawiewu, do lekkiego zrumienienia, studzimy na kratce. Posypujemy cukrem pudrem, podajemy.
* Jak na moje oko to zdecydowanie za dużo. Agata używa 6 g świeżych drożdży (bo – jak napisałam powyżej nie zwróciła uwagi, że stało napisane w jej notatkach 6 dkg 😉 Ja coraz częściej używam drożdży instant i wówczas dodaję 15 g drożdży w proszku
* w przepisie oryginalnym była tu o zgrozo – margaryna. Ja nie używałam i nie używam, dodałam za to masło pół na pół solone i zwykłe.
* można zastąpić gęstym jogurtem naturalnym
Smacznego!
Bardzo lubimy rogaliki, a z Twojego bloga zrobiłam chyba wszystkie. Pierwszy raz robiłam z tego przepisu rogaliki drożdżowe gdzie ciasto wkładamy do lodówki, trochę się obawiałam czy wyrosną Ale wyszły przepyszne , moje z dżemem morelowym i wiśnowym. Pozdrawiam
Bardzo się cieszę Magdaleno i dziękuję Ci serdecznie za ten komentarz.
Drożdzowe ciasta wyrastające w lodówce też wyrastają – tylko fermentacja jest spowolniona, co daje czasami ciekawy efekt 🙂
Serdecznosci Ci posyłam,
Ania
Przepis ma 40 lat i to wyjaśnia, dlaczego jest w nim margaryna.
Kochana,
obawiam się, że margaryna wciąż jest w użyciu. Ale świadomość, że przepis ma 40 lat winduje go naprawdę wysoko na mojej liście ulubionych 🙂
Tylko błągam – nie przynoś ich w najbliższym czasie do pracy. Najpierw muszę intensywnie popracować nad utratą zbędnej masy po poprzednich, Twoich i moich 😉
Buziaki i dziękuję serdecznie za podzielenie się przepisem 🙂
Ania