Lektury lata

Trzeba było siłacza, by udźwignął ten stosik 😉

I tak, jak szczególnie słoneczne i ciepłe było to lato, tak lektury ostatnich miesięcy były w wielu przypadkach wyjątkowe. Trzy z nich zaś dodatkowo podyktowane były wyborem wakacyjnych kierunków (by nie powiedzieć – destynacji). Ale do rzeczy. Lub też – do brzegu, jeśli niektórzy z Was wciąż jeszcze na wakacjach (Szczęściarze!)

Marlen Haushofer „Ściana”, Wydawnictwo ArtRage 2023

Gdy wspominam kobietę, którą niegdyś byłam, kobietę z małym podwójnym podbródkiem, usiłującą wyglądać młodziej niż w rzeczywistości, nie odczuwam wobec niej szczególnej sympatii. Nie chciałabym jednak oceniać jej zbyt surowo. Przecież nigdy nie miała szansy, by świadomie wpływać na swoje życie. W młodości bezwiednie przyjęła na siebie wielki ciężar i założyła rodzinę, od tamtej pory wciąż była uwięziona w przytłaczającym natłoku obowiązków i trosk. Z takiej sytuacji udałoby się uwolnić jedynie jakiejś olbrzymce, a ona w żadnym razie nie przypominała olbrzymki. Była tylko udręczoną, wyczerpaną kobietą o przeciętnym rozumie, w dodatku żyjącą w świecie, który odnosił się do kobiet wrogo, wydawał im się obcy i wzbudzał przerażenie. O wielu sprawach miała znikome pojęcie, jeszcze o innych nie wiedziała nic; w gruncie rzeczy w jej głowie panował straszny mętlik. Wystarczyło akurat do życia w towarzystwie, w którym się obracała – równie nieświadomego i zaganianego, jak ona sama. Jedno jednakże muszę jej przyznać: zawsze odczuwała jakiś dziwny dyskomfort i zdawała sobie sprawę, że to wszystko znaczy zbyt mało.

Z jakichś powodów, których tylko część jestem w stanie zidentyfikować i nazwać, mam przekonanie, że ta książka zostanie we mnie na zawsze. Jednym z tych najistotniejszych jest siła, z jaką podziałała na moją wyobraźnię. Poruszyła mnie i uruchomiła wiele. Dzięki temu niektóre wyobrażenia, refleksje czy nawet przekonania, nie będą już nigdy takie, jak kiedyś. Czytałam tę książkę jak zaczarowana i jednocześnie kształtował się w mojej głowie świat równoległy do losów jej bohaterki. Co ja bym zrobiła? Jak ja bym się czuła? Jak bym sobie w tej samej sytuacji poradziła? Czy w ogóle bym sobie poradziła?

Co zrobilibyśmy w sytuacji niemal absolutnej izolacji od reszty świata, zdani tylko na siebie, mając za jedyne towarzystwo psa, krowę i kota? Bez wiedzy o tym, co się wydarzyło, gdzie podziali się inni ludzie, ile to potrwa i co z nami będzie? To tylko część pytań, które wciąż jeszcze rezonują we mnie, gdy wracam myślami do tej lektury.

Jej ogromną wartością, poza potencjałem, o którym pisałam powyżej, jest uniwersalizm i możliwość interpretacji na wielu poziomach, szczególnie jeśli uświadomimy sobie, że została wydana 2 lata po wzniesieniu muru berlińskiego.

Po przebudzeniu, gdy sen wciąż obezwładnia umysł, czasami dostrzegam rzeczy, zanim zdążę je przyporządkować i rozpoznać. To niepokojące i przerażające doświadczenie. Dopiero rozpoznanie zamienia fotel z ubraniami w znajomy przedmiot. Jeszcze przed chwilą był czymś niewymownie obcym, co przyprawiało mnie o przyśpieszone bicie serca. Nie robiłam zbyt często podobnych eksperymentów, lecz nic dziwnego, że w ogóle podejmowałam takie próby. Nie miałam przecież niczego, co mogłoby odwrócić moją uwagę albo zająć mój umysł: ani książek, ani rozmów, ani muzyki. Niczego. W chwili, w której przestałam być dzieckiem, oduczyłam się patrzeć na rzeczy własnymi oczami, zapomniałam, że świat był niegdyś młody, nieskalany, przepiękny i straszny. Nie mogłam wrócić, dzieciństwo minęło, nie potrafiłam już przeżywać jak dziecko, lecz samotność pozwoliła mi w ciągu kilku chwil pozbawionych wspomnień i świadomości ujrzeć raz jeszcze niepojęty blask życia. Może zwierzęta aż do śmierci żyją w świecie przerażenia i zachwytu. Nie mogą uciec i muszą znosić rzeczywistość do samego końca. Nawet w ich śmierci nie ma ani pociechy, ani nadziei – to prawdziwa śmierć. Ja również, jak wszyscy ludzie, bez przerwy w pośpiechu uciekałam i wciąż pogrążałam się w snach na jawie.”

(…)

To była rzeczywistość. Ponieważ wszystko to widziałam i czułam, trudno mi śnić na jawie. Odczuwam ogromną niechęć wobec marzeń, zdaje mi się, że umarła we mnie nadzieja. Napełnia mnie to lękiem. Nie wiem, czy dam radę żyć jedynie rzeczywistością. Czasem próbuję obchodzić się ze sobą jak z robotem: zrób to, idź tam, nie zapomnij o czymś innym. Ale działa to tylko przez chwilę. Zły ze mnie robot, wciąż pozostaję człowiekiem, który myśli i czuje. Nie zdołam się odzwyczaić ani od jednego, ani od drugiego. Dlatego siedzę tutaj, spisując wszystko, co się wydarzyło, i nie obchodzi mnie, czy moje zapiski zjedzą myszy. Chodzi tylko o to, żeby pisać. Nie ma innych rozmów, muszę więc prowadzić niekończący się dialog sama ze sobą. To jedyna relacja, którą kiedykolwiek napiszę, bo kiedy ją ukończę, w domu nie zostanie ani jeden kawałek papieru nadający się do zapisania.”

Andrew O’Hagan „Chwile”, Wydawnictwo Znak 2024

Kiedyś taniec przychodził nam naturalnie. To dlatego, że muzyka nas określała, a serce dotrzymywało jej kroku. Potem się to traci. Jednak czy aby na pewno? Twoje sobotnie wieczory się zmieniają, a ciało zapomina o dawnej harmonii. Nie słucha cię już, twoje stopy się plączą, a ramiona leżą sztywno przy bokach. Ten łatwy rytm z innych miejsc i innych dni wciąż tkwi gdzieś głęboko, a ty na wpół wierzysz, że wkrótce powróci. Nie chodzi o ruchy – ruchy zostały – ale twój związek z muzyką zrobił się nostalgiczny, więc ciało reaguje już nie na odkrycie, ale na stare, ukochane echo.”

To druga książka, która – może nie na zawsze – ale z pewnością na długo jeszcze ze mną zostanie. Ponownie, ma w sobie ogromny potencjał, pozostawiając pole do wielu rozmyślań, refleksji i dyskusji z samym sobą. Potężny ładunek emocjonalny, ze szczególnym wskazaniem na nostalgię i smutek, to także jej poważne atrybuty. I jeszcze ta magia, gdy czyta się o męskiej przyjaźni, tej najprawdziwszej, najintensywniejszej – bo młodzieńczej i trwającej dziesiątki lat potem. Wystawionej na najpoważniejszą próbę i niekoniecznie pojętej dla wszystkich w jej otoczeniu. Polecam gorąco!

Mówi się, że w wieku osiemnastu lat człowiek nic nie wie. Ale pewne rzeczy wiesz tylko, kiedy masz osiemnaście lat, a później już nigdy. Morrissey z czasem miał utracić młodość, zresztą nie tylko ją, jednak zapał, z jakim
przemierzał scenę, niosąc transparent z napisem „Królowa nie żyje”, to rzecz niezmienna. Wtedy jeszcze o tym nie
wiedzieliśmy, ale było to również dla nas wszystkich czułe pożegnanie, bo tamtymi ludźmi nie będziemy już nigdy
.”

Katarzyna Gacek „Krew z krwi”, Wydawnictwo Znak 2024

Kryminałów nie czytam. To wiecie. „Cosy crime” to wakacyjny kompromis i z całą pewnością efekt rozbudzonej ciekawości w temacie – co to w ogóle takiego i jak wygląda w wydaniu polskiej autorki. Jak się po czasie dowiedziałam, to był już trzeci tom z cyklu Agencja Detektywistyczna Czajka. Nie wiem, czy sięgnę po wcześniejsze. Może w następne wakacje? Choć oddać jej trzeba jedno – lekka to, zabawna i wciągająca lektura. Jeśli czegoś takiego szukacie – to będziecie Państwo zadowoleni.

Martyna Bunda „Podwilcze”, Wydawnictwo Literackie 2023

Regularnie sprawdzam, czy Martyna Bunda napisała coś nowego. Po lekturach Nieczułości i Kota niebieskiego jest to wyczekiwanie pełne niecierpliwości. Doczekałam się w końcu i latem sięgnęłam po Podwilcze. Chyba jednak najsłabszą spośród wszystkich opublikowanych dotychczas książek Bundy – a mimo to, bardzo dla niej charakterystyczna, wciągająca i momentami mroczna. Miałam momentami poczucie, że nie do końca rozumiem autorkę i jej zmysł narracji, zdarzało mi się krzywić z powodu niektórych rozwiązań fabularnych czy sposobu budowania postaci, a jednak – ja po prostu lubię Martynę Bundę i jedna słabsza książka nie skłoni mnie do odwrócenia się od tej twórczości. Znowu więc – czekam na kolejną pozycję autorki.

Grzegorz Piątek „Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920-1939”, Wydawnictwo W.A.B.

Ze zdumieniem odkryłam tego lata, że książki o historii miast szalenie mnie wciągają. I kiedy zaczęłam czytać historię tego niezwykłego miasta tworzonego od podstaw, chciałam natychmiast tam pojechać, tropić ślady tamtych początków, zapędów architektów i urbanistycznej żonglerki potrzebami wielu grup, wpływów i interesów. Ciekawa, fascynująca, dająca do myślenia, a przez to – uniwersalna to książka, mimo że osadzona tak mocno w lokalnych realiach tamtych czasów.

A z tym wyjazdem – to mi się udało, bo właśnie w Gdyni rozpoczęła się nasza krótka letnia wyprawa, o której przeczytacie przy okazji innej lektury poniżej.

Małgorzata Lebda „Łakome”, Wydawnictwo Znak, 2023

Miałam takie chwile podczas lektury Łakomych, gdy myślałam, jak bardzo chciałabym móc tak pisać. Bo jest to proza bardzo poetycka i niezwykle sensualna. Napisana przez poetkę, językiem wyjątkowym, przebogatym, zaskakującym i pełnym czułości. To jest także druga książka w tym zestawieniu, opowiadająca o odchodzeniu i o stracie. Trzecia przybliżająca w magiczny sposób więzi między pomiędzy człowiekiem a światem zwierząt. Tak to się jakoś poukładało.

Jakub Małecki „Korowód”, Wydawnictwo Sine Qua Non, 2024

Mam wrażenie, że się powtórzę, ale ulubionym autorom jesteśmy w stanie wybaczyć wiele, jeśli nie – wszystko, do tego stopnia, że po kolejne ich książki będziemy sięgać z niesłabnącą niecierpliwością i radością. Bo Korowód to znowu, od pierwszej do ostatniej strony książka bardzo w stylu Małeckiego i jednocześnie, jednak jakby odstająca, trochę mijająca się z moimi oczekiwaniami i potrzebami. A może po prostu – nie powinnam mieć oczekiwań, tylko chłonąć? Bo jeśli tak, to ona zdecydowanie w swojej fragmentaryczności, niedopowiedzeniach, rozproszeniu w czasie może pochłonąć, oczarować. Może po prostu – trzeba tę książkę, jak zresztą większość dzieł Małeckiego, odczuwać – a nie probówać za wszelką cenę i do końca – zrozumieć? Wątki biograficzne, poruszające i inspirujące. Po dłuższym i kolejnym zastanowieniu, mogę tylko – polecić gorąco!

Trude Marstein „Miałam tak wiele”, Wydawnictwo Pauza 2024

Jak ciężko się czyta książkę, której główną bohaterkę nie sposób polubić, która cię najzwyczajniej – wkurza! Nawet jeśli wydaje ci się, że momentami rozumiesz jej motywację, to i tak jest nieznośna. Tego typu emocje zdominowały mój odbiór tej książki, no nic nie poradzę.

W pewne popołudnie przed kilkoma tygodniami biegałam z muzyką w słuchawkach, wspięłam się na St. Hanshaugen i popędziłam dalej w dół, minęłam nowe mieszkanie w Bislett, pobiegłam dalej na Majorstuen i do Frognerparken. Na rabatkach kwitły późne róże. Dwaj ogrodnicy w żółtych kamizelkach zrobili sobie przerwę i raz za razem rzucali patyk psu – dobermanowi. A tuż przy schodach prowadzących do Monolitu grupka ludzi, pięcioro lub sześcioro, skupiła się wokół leżącego na ziemi człowieka w kasku ochronnym, najwyraźniej osoby z niepełnosprawnością, która miała jakiś atak, jeden z mężczyzn zdjął temu człowiekowi buty i skarpetki, po czym zaczął masować jego stopy, cały czas trzymając przy tym papierosa w ustach. Wydawało się to zupełnie pozbawione dramatyzmu, jakaś kobieta nalewała kawy z termosu do plastikowych kubeczków, uśmiechając się do
pozostałych i coś do nich mówiąc. Kawałek na lewo od nich jakaś młoda para współpracowała, by wsunąć kołderkę pod plecy dziecka, które koniecznie chciało usiąść w wózku.
Patrzyłam na to wszystko, a muzyka sączyła mi się do wnętrza głowy, emocje były przytłaczające, intensywne szczęście i głęboki smutek, nie sposób było oddzielić jednego od drugiego, ale przede wszystkim przepełniała mne
intensywna świadomość cudzego życia, w którym nie mogłam brać czynnego udziału, ale które wolno mi było obserwować. Były w tym głód i silna potrzeba, by dać ujście emocjom, pozwolić im wybuchnąć, osłonić się przed nimi albo z nimi skonfrontować, ale nie byłam w stanie tego wszystkiego doprecyzować ani powiązać z moim życiem, bo wszystko to, co tak bardzo wyprowadzało mnie z równowagi, było trywialne, nonsensowne. Nie widziałam przecież niczego, co tak naprawdę sama chciałabym mieć, ale w tym miejscu pojawiło się pytanie: „To czego ja tak właściwie chcę?” Nie wiedziałam, jak mam uczynić samą siebie szczęśliwą ani jak mam dać sobie w miarę dobre życie, ale odniosłam wrażenie, że przegapiłam coś naprawdę wielkiego, albo może nawet przegapiam to raz za razem, że noszę w sobie potencjał odczuwania emocji o wiele silniejszych niż te, których doświadczałam, idąc przez życie
.”

Elisabeth Strout „To, co możliwe”, Wydawnictwo Wielka Litera 2024

Drugi tom cyklu Lucy Barton. Przyznaję, sięgam po książki Strout automatycznie, gnana potrzebą spotkania z Lucy i innymi postaciami, które pojawiają się w jej książkach. Śledzę dalsze losy Lucy w napięciu obserwując to, co udaje jej się zbudować na tak kruchych i niepewnych fundamentach przeszłości.

Jeśli szukamy wrażliwości i uważności, doskonałej wnikliwości i czułości dla bohaterów, to pewnie znacie twórczość Elisabeth Strout, jeśli jednak jakimś cudem umknęła Waszej uwadze, to nie traćcie więcej czasu.

Magdalena Rittenhouse „Nowy Jork. Od Mannahatty do Ground Zero”, Wydawnictwo Czarne 2013

Fascynująca opowieść o mieście, o którym – wydaje się, że wiemy tak wiele. Od lat oglądamy seriale, filmy, słuchamy muzyki tamtych ulic, miejskie kadry wybijają się na czołówki w wiadomościach. A potem przychodzi moment, by skonfrontować naszą wizję NY z rzeczywistością.

Kiedy jadę odwiedzić jakieś miasto po raz pierwszy staram się dowiedzieć o nim jak najwięcej, najchętniej w kontekście historycznym. I ta książka była fundamentem mojego poznania Nowego Jorku. Świetnie napisana, zaraża entuzjazmem dla miasta, które nigdy nie śpi (potwierdzam!) i które, jak okazało się na miejscu – nie daje spać…

Nie jest przewodnikiem, choć może nim być. Zdecydowanie polecam przeczytać ją sobie od deski do deski tuż przed podróżą. Apetyt na miasto wzrasta wówczas niesamowicie i jednocześnie dysponujemy już przekonaniem, o tym, co na pewno musimy i chcemy zobaczyć.

Karol Werner „Rower to jest świat”, Wydawnictwo Manufaktura Książek 2022

Na kanał Karola na You Tube „Kołem Się Toczy” trafiłam kilka lat temu planując naszą pierwszą wyprawę rowerową. Karol dzieli się tam wiedzą, doświadczeniami i przemyśleniami z setek kilometrów przejechanych tras i miejsc, do których podróżował, wspierając je przepięknymi zdjęciami i nagraniami.

Z tych jego zachwytów powstała książka z 35 trasami w Polsce i tuż za naszymi granicami. Są to trasy jednodniowe, weekendowe i dłuższe, o różnym stopniu trudności i na różne rowery, z linkami, śladami GPX, kodami QR i interaktywnymi mapami (książkę możecie kupić w wersji papierowej i w formie pdf (Karol zamierza aktualizować informacje i dodawać nowe trasy, a wszystko to będzie dostępne dla tych, którzy już książkę kupili).

Jeśli przygodę z rowerowymi trasami dopiero zaczynacie, w pierwszej części książki znajdziecie wiele przydatnych porad i odpowiedzi na pytania, które wielu z nas na początku sobie stawia.

Jak dla mnie to źródło inspiracji rowerowych na lata.

to be continued…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *