Tajine. Obiad doskonały.

  Wiosna przychodzi po cichu. Wciąż niemal niewidzialna a jednak już obecna. Zwabiona tęsknotą i utyskiwaniem. Silna nieuniknionym porządkiem natury. Tak sobie o niej myślę, gdy rano marzną mi dłonie. W końcu już miniona niedziela tak słoneczna i ciepła niemal. Jak przystawka przed daniem głównym. Zapowiedź i przedsmak rozbudzające apetyt.   I nagle okazuje się,…

Czytaj dalej

Chili con carne.

  Prowadzę samochód zastanawiając się nad tym, co napiszę w kolejnym poście. A dłonie pachną mi limonką. Tak intensywnie, zadziwiająco. Wychodząc z domu musiałam je jeszcze spróbować. Poparzyłam sobie usta w niecierpliwym pośpiechu. Było warto. Na wszelki wypadek jeszcze pół szklanki mleka, żeby się za chwilę nie męczyć. I już biegnę… do samochodu. Jedziemy na…

Czytaj dalej

Nareszcie „jutro” i pierogi z soczewicą.

Krajobraz wyciszony bielą. Wszędzie, jak mrozem zasiał. Nagie gałęzie drzew otulone szalem śnieżnej bieli. Lubię las zimą. Ma w sobie znacznie więcej spokoju i ciszy. Godności i tajemnicy. W chwilach takich jak ta, chciałabym biec do lasu, przed siebie, usiąść na zapomnianym pieńku gdzieś na polanie i zasłuchać się, zapatrzeć, naładować baterie błogością i wyciszeniem….

Czytaj dalej

Pyszny świąteczny obiad i wyjątkowe miejsce na Święta.

  Portmonetka (trochę pieniądzów) z 11 zł., 89 euro centów, 3 Hot Wheelsy (dla kuzyna Antka), lornetka (żeby lepiej widzieć Mikołaja, kiedy będzie szedł) i polska flaga…  Synek drugi spakował się już na świąteczny wyjazd do Polski. Aż boję się zaglądać do pakunków reszty. (Nie pytajcie, po co ta flaga. Zawsze zabiera ją ze sobą, gdziekolwiek jedzie). U…

Czytaj dalej

Oiseau sans tête… propozycja świątecznego obiadu.

    Odwiedza nas zaprzyjaźniony belgijski sąsiad. Przyszedł pożyczyć drabinę. Akurat siedzimy przy kominku pijąc grzane czerwone wino. To znaczy – cud-mąż siedzi, ja wstawiam chleb. A tu okazja, by się zatrzymać, usiąść wspólnie przy kuchennym stole. Zapraszamy go do towarzystwa. Od progu, zadziwiony rozgląda się wokół. Że u nas tak świątecznie… Czy Ana sama…

Czytaj dalej

Hachis parmentier.

    Wychodzi na to, że znowu będzie wytrawnie. Że nadrabiam zaległości i publikuję posty, które winny być opublikowane kilka dni temu. Czasami musimy przystać na to, że nie będzie ciepłego posiłku, a ledwie szybka kawa zagryzana kawałkiem bagietki. Czasami misimy odpuścić, bo inaczej się nie da.   Wychodzi na to, że po raz nie wiem…

Czytaj dalej

Cały ten bigos…!

  Nadchodzące chwile to czas szczególny. I jakby tego nie ujmować, niezwykle osobisty. Stąd raczej milczenie niż rozpisywanie się. To z pewnością nie halloweenowe szaleństwa a – nieustanne wręcz wspominanie i podróżowanie w czasie. Wzmagane jesiennymi powiewami nostalgii, z łezką w oku i tym charakterystycznym gryzieniem w gardle. Ale także z radością i wdzięcznością za czas miniony….

Czytaj dalej

Krem grzybowy z kaszą gryczaną i boczkiem.

    Wczorajszy i dzisiejszy poranek. Deszczowy armagedon. Czas ciepłych kocy, gorącej herbaty z miodem i lektury. Marzenie.   W radiu Artur Andrus przypomina jedną z moich ulubionych piosenek …. Addio pomidory… I pyta czemu/komu mówimy Addio! w październiku? Ja zastanawiam się co chciałabym pożegnać, a co pożegnać muszę. To drugie znacznie trudniejsze. A więc:…

Czytaj dalej

Kaczka, kasza gryczana i figi.

    Wyjmuję pranie z pralki. Na koniec, zaplątany w rękaw, wyskakuje kasztan. Uśmiecham się, bo wiem, kto tak bardzo lubi je zbierać. I tak jak ja, nie może przejść spokojnie obok leżącego na chodniku kasztana. Takie jesienne zbieractwo, z którego się nie wyrasta.   Niewysłane listy do świata wciąż jeszcze na gałęziach drzew. Ozłocą…

Czytaj dalej

Placki z dyni.

  Nowy dzień. Jak naleśnik rozlany na patelni. Niby rutyna. Tuż obok stos już usmażonych, których wciąż przybywa. Jak wyrwanych kartek z kalendarza. A jednak nigdy nie wiadomo, czy wyjdzie i jak się to skończy. Skupienie, prezyzja, dobre przygotowanie, pomagają. Ale ta szczypta nieprzewidywalności, jak sól. W odrobinie – wzmacnia słodycz, w nadmiarze psuje wszystko…

Czytaj dalej