Madagaskar.

    Dni robią się tak przerażająco krótkie, że na niewiele wystarcza czasu. Gdyby to tylko chodziło o świąteczne przygotowania! Mam wrażenie, że na głowę w takich okolicznościach spadają najbardziej nieprzewidziane okoliczności i wizyty u lekarza, tudzież – o zgrozo ! u dentysty…  Wachlarz standardowych zajęć człowieka domowego typu sprzątanie, gotowanie, zaopiekowanie, spędzanie połowy dnia…

Czytaj dalej

Salade Olivier? Ensalada rusa ? Sałatka warzywna?

    Może to i truizm. Ale żeby poznać smak czegokolwiek, trzeba po prostu ugryźć. Dosłownie lub w przenośni. Takie absolutne minimum, o które proszę nieustannie nasze dzieciaki. (Bywa, że i cud-męża. Jak choćby, kiedy ostatnio namawiałam go, żeby przestał omijać na talerzu karczocha i po prostu spróbował.) Konkretną potrawę może też uratować nazwa. Moim…

Czytaj dalej

Świąteczne SOS. Pierniczki.

    Rano budzi mnie „Driving home for Christmas”… jedna z moich najukochańszych piosenek z dzwoneczkami. Znak, że to już prawie a i my w drodze do Domu… Słońce łaskawe i szczodre. Ptaki rozanielone. Jak dobrze. Trójka przez cały dzień na odsłuchu. Jeszcze tylko góra walizek do spakowania i byle nie zapomnieć o tym, co…

Czytaj dalej

Pyszny świąteczny obiad i wyjątkowe miejsce na Święta.

  Portmonetka (trochę pieniądzów) z 11 zł., 89 euro centów, 3 Hot Wheelsy (dla kuzyna Antka), lornetka (żeby lepiej widzieć Mikołaja, kiedy będzie szedł) i polska flaga…  Synek drugi spakował się już na świąteczny wyjazd do Polski. Aż boję się zaglądać do pakunków reszty. (Nie pytajcie, po co ta flaga. Zawsze zabiera ją ze sobą, gdziekolwiek jedzie). U…

Czytaj dalej

Pralinki kokosowo-migdałowe z żurawiną.

Zapraszam po południu … A po południu czasu jeszcze mniej niż rano… Tak sobie myślę, jeśli każdy ma swój czas, to gdzie się podział mój? Ten, co go nie było wczoraj, przedwczoraj i 9 listopada też i rano dziś? Raczej w to nie wierzę, ale spiskowe teorie czasu, chodzą mi właśnie po głowie… Najcenniejszy, najlepszy jest…

Czytaj dalej

Oiseau sans tête… propozycja świątecznego obiadu.

    Odwiedza nas zaprzyjaźniony belgijski sąsiad. Przyszedł pożyczyć drabinę. Akurat siedzimy przy kominku pijąc grzane czerwone wino. To znaczy – cud-mąż siedzi, ja wstawiam chleb. A tu okazja, by się zatrzymać, usiąść wspólnie przy kuchennym stole. Zapraszamy go do towarzystwa. Od progu, zadziwiony rozgląda się wokół. Że u nas tak świątecznie… Czy Ana sama…

Czytaj dalej

B.A.B.A !!!

Zapraszam rano… – Mmmmhhhhhhhhmmmmmmm… – usłyszała. – Mmmmmhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhmmm… –  i znowu. (Takiego zachwytu nie słyszała od ? … nie pamiętała kiedy, jeśli pozostajemy przy temacie jedzenia ). – O co chodzi? – spytała patrząc na tę jego euforyczną reakcję nad talerzem. – To…to… jest jeszcze lepsze niż to ostatnie… naaajlepsze, mmmhhmmm… (- Ok, zachwyt zachwytem…

Czytaj dalej

Makowa panienka.

   U schyłku weekendu pamiętam jeszcze, że sobota, rozdrobniona na zwyczajne obowiązki, zakończyła się bardzo przyjemnie, spotkaniem z przyjaciółmi i sąsiadami, przy raclette. Niedziela zapodziała się gdzieś w niespiesznej krzątaninie. W tle pisanie listów do Mikołaja, próba postawienia na nogi mojego komputera, migdałowe przysmaki, o których wkrótce i do poduszki – Biuro Myśli Znalezionych z Adamem…

Czytaj dalej